Drogi polskie i pijani kierowcy
Tragiczne polskie drogi – nowy rok zaczął się bardzo źle. W Łodzi w sylwestrową noc banda pijanych imprezowiczów z kijami bejsbolowymi – w tym młoda kobieta w ciąży równie pijana jak reszta – zatrzymała samochód z dwójką emerytów i ich wnuczką, żądając pieniędzy. Sytuacja stawała się coraz groźniejsza i kierowca salwował się ucieczką. W zamieszaniu pod koła dostała się ta młoda dziewczyna. Ani jej, ani dziecka nie udało się uratować.
Pierwszego stycznia w Kamieniu Pomorskim pijany i naćpany przestępca zabija samochodem sześć osób, w tym dziecko, a kilka osób ciężko rani. Pijany motorniczy w Łodzi zabija trzy osoby. Są to tylko najgłośniej relacjonowane zdarzenia, bo śmiertelnych wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców było w tym czasie więcej. W mediach aż huczy na ten temat, różni ważni ludzie prześcigają się w pomysłach: od obowiązkowych alkomatów w samochodach (premier), poprzez konfiskatę samochodów po drastyczne zaostrzenie kar. Ważne są nie tyle propozycje, co obecność w mediach i przelicytowanie konkurencji politycznej. Merytoryczne podejście do sprawy w mediach przebija się rzadko.
O bezpieczeństwie na drogach decydują dwa podstawowe czynniki: czynnik ludzki czyli kierowcy a także piesi, w tym pijani – oni nie są kierowcami, więc często mają w nosie przepisy – oraz polskie drogi.
Amatorskie uprawnienia do kierowania samochodem otrzymać może prawie każdy. Badania lekarskie są bardzo powierzchowne, a badania psychotechniczne i psychologiczne przechodzą tylko kierowcy zawodowi (z wyjątkiem kierujących samochodami ciężarowymi do 3,5t ciężaru całkowitego). W efekcie za kierownicą zasiadają także alkoholicy, narkomani, psychopaci, niedowidzący, z „kurzą ślepotą” czy osoby z dysfunkcją układu psychomotorycznego. Jakie są tego skutki? Oto garść przykładów:
Późny wieczór, trasa Wrocław – Kłodzko, bardzo kręta i ruchliwa, po jednym pasie w obie strony. Za kierownicą starszy pan jedzie z „bezpieczną” prędkością 60 km/h a w miejscowościach 40. Za nim olbrzymi korek, irytacja narasta, kierowcy usiłują wyprzedzać w najbardziej nieprawdopodobnych momentach, aż dziw, że nie doszło do wypadku.
Fragment drogi – skrót ze Szklarskiej Poręby Górnej do Dolnej omijająca centrum. Przed wjazdem na drogę główną stoi samochód z migaczem w lewo i mimo wolnej drogi nie jedzie. Jestem szósty w kolejce. Popędzanie klaksonami nie daje efektów – najwyraźniej kobieta boi się, bo i z lewej i z prawej widzi zakręty i nie wie, czy coś zaraz nie wyjedzie. Zniecierpliwieni kierowcy zjeżdżają na lewy pas drogi i jadąc pod prąd omijają ją wjeżdżając na główną drogę.
Firma, w której pracowałem, przyjęła do pracy młodego kierowcę z kat. B do kierowania żukiem. Szybko okazało się, że jego ulubioną „rozrywką” jest straszenie kierowców jadących z przeciwka: nagle zjeżdżał na lewy pas, błyskawicznie wracał z powrotem i cieszył się, jak wystraszony kierowca uciekał na pobocze. Przechwalał się, że parę samochodów wylądowało w rowie. Z pracy go szybko zwolniono, ale czy zgłoszono to odpowiednim władzom – nie wiem.
Wyprzedzam wolno jadący samochód. Młody kierowca właśnie wybiera numer w telefonie. Gdy mnie zobaczył, zaczął przyśpieszać, by uniemożliwić mi manewr wyprzedzania. Gdy zrezygnowałem, zwolnił i kontynuował wybieranie numeru. Przykłady można mnożyć.
Samochody jadące „wężykiem” to bardzo częsty – zbyt częsty – widok na polskich drogach. Statystyki podają, że w ostatnich latach pijani kierowcy mają miej ofiar na sumieniu i zmalała ilość złapanych na „podwójnym gazie”, co cieszy. Śmiertelne wypadki powodują nie tylko pijani. Znacznie więcej powodują trzeźwi ale nieodpowiedzialni i bezmyślni kierowcy – brawurowa jazda z nadmierną prędkością, rozmowy przez komórkę, słuchanie bardzo głośnej muzyki przytępiającej koncentrację, długotrwała jazda bez należytego odpoczynku (zaśnięcia za kierownicą), zawały, zasłabnięcia itp. wynikające braku badań okresowych (dopiero teraz mają być obowiązujące). Taki jest najczęstszy czynnik ludzki. Nie wszyscy muszą mieć prawo jazdy i nie wszyscy mogą je mieć, podobnie jak nie wszyscy mogą być pilotami. Badania medyczne, psychologiczne i psychotechniczne powinny decydować, kto może kierować samochodem.
Na początku długiego prostego odcinka dobrej drogi ograniczenie do 50 km/h. W najbliższej miejscowości dowiaduję się, że w poprzednim roku ktoś wyprzedzał na trzeciego, były ofiary, stąd ograniczenie, którego nikt nie przestrzega.
Trasa Szczecinek – Słupsk. Jadę w czerwcu, w sobotę o 5 rano. Słońce już świeci, na drodze żywej duszy. Fragment drogi niedawno wyremontowany, we wsi chodniki po obu stronach i … ograniczenie do 40 km/h. oraz radar. W Słupsku ruch o wiele większy, uliczki często wąskie, pełno skrzyżowań jak to w mieście, ale można jechać 50 i tylko gdzieniegdzie ograniczenie do 40.
Część drogi z Dobrzykowie do Minkowic. Po lewej stronie las, po prawej pola uprawne. Na długim, prostym odcinku ograniczenie do 50. bo z pola wychodzi gruntowa droga. Często tam przejeżdżam i tylko raz widziałem wyjeżdżający ciągnik. To ograniczenie ma ułatwić wyjazd z pola, a w rzeczywistości nagłe wyhamowanie ruchu powoduje niwelowanie odstępów między samochodami i wyjazd bardzo utrudnia. Oczywiście ograniczenie jest ignorowane.
Kilka lat temu chciałem przejechać drogą z Pustkowa do Pobierowa, lecz znak „droga jednokierunkowa o ruchu z przeciwka” zmusił mnie do objazdu drogą główną. Chciałem wrócić tą drogą jednokierunkową, a tu … ponownie znak „droga jednokierunkowa o ruchu z przeciwka”.
Jadę drogą krajową, wyjeżdżam z miejscowości i widzę znak „koniec drogi z pierwszeństwem przejazdu”. Przejechałem ponad 40 km i skrzyżowania z drogą główną nie było. Takich błędnych oznakowań i bezsensownych ograniczeń jest pełno.
Powyższe przykłady podaję, bo błędy w oznakowaniu polskich dróg powodują utratę zaufania kierowców do sensowności znaków drogowych i ich nieprzestrzegania.
Jednak najbardziej kuriozalne są „barykady” poprzek autostrad, czyli punkty poboru opłat. Niedawno pojechałem na Śląsk przez Opole, a wracałem autostradą, bo będzie szybciej. Na pierwszej bramce straciłem 45 minut w korku i sporo paliwa na jałowym biegu lub podjeżdżając na pierwszym biegu, a na bramce przed Wrocławiem zmarnowałem godzinę i jeszcze więcej paliwa. Przepychanki, jazda poboczem, nerwy, i oczywiście wszyscy kierowcy po minięciu bramek usiłowali nadgonić stracony czas. Pewnie dlatego widziałem cztery rozbite auta ściągnięte na pobocze. Podróż autostradą trwała dłużej, niż przez Opole, zużyłem więcej paliwa i jeszcze za to musiałem zapłacić. Jeśli te straty czasu i paliwa pomnożyć przez ilość samochodów dziennie i przez 365 dni oraz przez ilość bramek na autostradach, to straty sięgają setek milionów rocznie. Bramki powinny być usytuowane na drogach wjazdowych, gdzie kierowca dostaje odpowiedni kwit, oraz na drogach zjazdowych, gdzie uiszczą stosowną opłatę. Wtedy jazda po autostradzie będzie płynna na całej długości. Po to przecież są autostrady.
Obowiązek posiadania alkomatów w samochodach nie zmusi pijaków do zaniechania jazdy. Dzisiaj i bez alkomatu wiedzą, że są pijani a i tak siadają za kierownicą, więc będą siadać mając alkomat. Alkoholikom i narkomanom prawo jazdy powinno być zabierane do czasu wyleczenia się z nałogu, a jazda bez prawa jazdy bardzo dotkliwie karana. Dobrze byłoby przywrócić obowiązek posiadania zielonego listka dla początkujących kierowców – także dla ich bezpieczeństwa. Obecnie produkuje się coraz bezpieczniejsze i coraz szybsze samochody a przepisy zmierzają kierunku odwrotnym, co powoduje coraz większe zakorkowanie polskich szos.
Wyeliminowanie powyższych negatywnych czynników pozwoli zwiększyć zaufanie do kierowców i zmniejszyć niepotrzebne ograniczenia co uczyni polskie drogi bezpieczniejszymi a pijani kierowcy przestaną być polską zmorą.
Jerzy Chybiński