eBTPolitykaSocjotechnikaSpołeczeństwo

Wybory – refleksje po I turze

Wyniki I tury wyborów prezydenckich, a szczególnie wspaniały wynik Pawła Kukiza, zaskoczyły wszystkich. Powyborcze analizy różnych ekspertów i polityków, tak z prawej jak i z lewej strony sceny politycznej, zgodnie stwierdzają, że był to przejaw swoistego buntu głównie młodych wyborców przeciwko istniejącej rzeczywistości; niejako żółta kartka dla dotychczasowej władzy. Naturalną koleją rzeczy było szukanie skutecznego sposobu, jak przyciągnąć wyborców na swoją stronę przed drugą turą oraz przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Pojawiły się twierdzenia, że polski wyborca nie jest zainteresowany jakimiś merytorycznymi elaboratami, nie chce czytać prasy i książek, w Internecie wyszukuje memy i krótkie hasła (np. JOW-y), na podstawie których tworzy własne wyobrażenie o otaczającej rzeczywistości i dlatego takimi przekazami należy operować aby go pozyskać. Jest w tym sporo prawdy, a przede wszystkim prawdy o tym, jak polityczne elity widzą polskie społeczeństwo. Moim zdaniem jest też w tym dużo nieprawdy.
Od początku transformacji ustrojowej frekwencja wyborcza rzadko przekracza 50% uprawnionych do głosowania (nie licząc pierwszych wyborów). Istnieje przekonanie, że ci nieobecni w wyborach nigdy nie będą głosować, bo sprawy kraju mają w nosie. Jeżeli to byłaby prawda, to wychodzi na to, że połowa Polaków ma w nosie swój własny interes, swoją pomyślność dzisiaj i w przyszłości i jest jeszcze bardziej prostacka od tej połowy co w głosowaniach uczestniczy kierując się prostymi hasłami. Taki pogląd jest niesprawiedliwym uproszczeniem. Żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się o 25 lat i przypomnieć jak przebiegała nasza transformacja, kto zyskał a kto stracił, ile było beneficjentów a ile poszkodowanych, jak w przestrzeni publicznej dominowała narracja elit polityczno-biznesowych a poglądy większości społeczeństwa (w tym wielu wybitnych ekonomistów – także zagranicznych) były pomijane i zamiatane pod dywan, by nie ujrzały światła dziennego. Najdziwniejsze, że nad takim postępowaniem nowych elit, parasol ochronny rozpięła Solidarność z Lechem Wałęsą na czele. Ten etap znakomicie opisał Dawid Ost w książce pt. „Klęska Solidarności”. W latach dziewięćdziesiątych wielokrotnie przyjeżdżał do Polski, rozmawiał z działaczami najwyższego, ale i najniższego szczebla, ze zwykłymi ludźmi, i nie mógł wyjść ze zdumienia, dlaczego Solidarność – związek zawodowy mający dbać o dobro pracowników – stanął po stronie kapitału i władzy, przeciwko swoim członkom a na dodatek wraz z biznesem zablokował wszelką krytykę takich działań.
Wyniki wyborów z tamtego okresu pokazują jak miotało się społeczeństwo: raz wygrywa prawica, drugi raz lewica (która rządzi jak prawica), potem znowu prawica Krzaklewskiego z Balcerowiczem, co powoduje gwałtowny spadek produkcji, drożyznę i wysokie bezrobocie. Na przełomie wieków wyborca ponownie odbija się od „prawej ściany” ale SLD ponownie zawodzi więc znowu zwrot w prawo ku PiS. Po dwóch latach kolejne odbicie od ściany w stronę „nibycentrum” i pomiędzy dwoma skrajnościami jest to najdłuższy okres dość chwiejnej stabilizacji. Obecnie zawiedzione społeczeństwo pokazuje elitom, co o nich myśli, choć większość elektoratu opiera się w swoich sądach na własnej intuicji i własnych odczuciach. W ostatnich 25 latach każdy wybór dokonywany przez głosujących kończył się rozczarowaniem, co utwierdzało nie głosujących w ich przekonaniu, że nie ma sensu głosować, bo to nic nie zmieni i co okazywało się prawdą. Jaki jest stan kraju po „25 latach sukcesów” przedstawiłem pokrótce tydzień temu. W całym tym okresie żaden z polityków nie zainteresował się co myśli i czego oczekuje od władzy ta druga połowa społeczeństwa.
Fakt, że coraz więcej znaczących osób (ostatnio Roman Kotliński i Piotr Ikonowicz) deklaruje, że nie pójdzie głosować, bo nie ma na kogo, dobitnie świadczy że nie wszyscy z tych 50% społeczeństwa biernych wyborczo, mają wszystko w nosie. Sądzę, że jest to ta część wyborców, którym nie wystarczą proste (prostackie?) hasła by móc podjąć rozsądną decyzję przy urnie wyborczej. Próba osiągnięcia satysfakcjonującego wyniku w wyborach li tylko w oparciu o wyborców mniej wyrobionych (tych od haseł) lub przeciągnięcie na swoją stronę żelaznego elektoratu przeciwnika – moim zdaniem nie rokuje znaczącego powodzenia.
Jeżeli polskie wybory dalej będą brnęły w taki styl wyborczy, to można się spodziewać kolejnego jakiegoś Kononowicza z hasłem typu „Żeby nie było niczego”, a wyborcy -, zwłaszcza młodzi – „dla jaj” na niego zagłosują i efekt może być taki, jaki osiągnął Paweł Kukiz. Byłaby to kompromitacja Polski, Polaków i polskiej demokracji gdyby w Sejmie znaleźli się tacy ludzie. Zróbmy wszystko, żeby taką możliwość oddalić a nie głosującym pokazać, że jest na kogo głosować.
Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.