eBTEkonomiaPolitykaSocjotechnikaSpołeczeństwo

Majątek Polaków

Narodowy Bank Polski opublikował zaskakujące dane o posiadanym przez Polaków majątku. Okazuje się, że przeciętna polska rodzina posiada majątek wart 250 000 zł, z tym, że większy majątek mają osoby z wyższym wykształceniem – 343,6 tys, a z wykształceniem podstawowym 151,2 tys. Największy majątek mają osoby samozatrudnione (prowadzący jakąś działalność gospodarczą) -783,6 tys. a pracownicy – 201,6 tys zł. Podstawowym majątkiem są mieszkania – 76% lokatorów to właściciele. Średnie oszczędności Polaków to 8,6 tys zł. Zadłużonych jest 37% gospodarstw, z tym że kredyty hipoteczne to 12,1% a konsumpcyjne 23,5% dłużników. Wieś statystycznie ma 366,1 tys. czyli więcej niż ludność miejska. Majątek Polaków w przeliczeniu na euro to 61,7%. Wprawdzie Luksemburg czy Cypr biją nas na głowę, ale Niemcy posiadają majątek wart tylko 51,4 tys euro.
Autorzy tego raportu wprawdzie usiłują nieco złagodzić propagandowy jego wydźwięk twierdząc, że nie porównuje on poziomu życia Polaków i Niemców oraz że nasi zachodni sąsiedzi wolą wynajmować mieszkania niż kupować ale i tak cieszę się, że ten raport został opublikowany po wyborach, bo w przeciwnym wypadku PiS miałby o 10% lepszy wynik wyborczy.
Wprawdzie trudno zarzucić autorom nierzetelność czy wręcz nieuczciwość i daleki jestem od tego, ale brak szerokiego omówienia kontekstu – także historycznego – całej sprawy sprawia, że raport rozmija się ze społecznym odczuciem rzeczywistości. A jaki to kontekst?
Po II wojnie światowej na wsi przeprowadzono reformę rolną rozdając chłopom ziemię i – często domy, które wcześniej należały do majątków ziemskich. Sporo ziemi przekazywano w dzierżawę. Ułatwiano też budowę nowych domów. PGR-y budowały bloki mieszkalne dla swoich pracowników. W miastach władza przejęła kamienice od kamieniczników, domy stały się komunalne a mieszkania przydzielano mieszkańcom – oczywiście w miarę możliwości po zniszczeniach wojennych. W miarę odbudowy coraz więcej rodzin otrzymywało klucze do nowych mieszkań kwaterunkowych. Na Ziemiach Odzyskanych przydzielano różnym ludziom (często swoim) wille i domki jednorodzinne w dzierżawę.
W latach siedemdziesiątych ub.w. lawinowo ruszyła budowa mieszkań – do 300 tys. rocznie – w ramach spółdzielni mieszkaniowych plus około 50 tys. domków t.zw. budownictwa indywidualnego – także z dużą pomocą państwa. Częściowo umarzane pożyczki oraz dopłaty zakładów pracy umożliwiały otrzymanie trzypokojowego mieszkania za 8 -10 miesięcznych pensji – szczególnie pracownikom firm budowlanych. Oczywiście potrzeby były olbrzymie i czas oczekiwania też odpowiednio długi (temat znam, bo pracowałem wówczas w budownictwie i miałem dostęp do danych). Z takim „dobrodziejstwem inwentarza” wkroczyliśmy w erę kapitalizmu.
W nowych czasach polityka własnościowa zależała od tego, która opcja polityczna była u władzy i była prowadzona tak trochę od Sasa do lasa. Rolnicy zostali uwłaszczeni na zasadzie zasiedzenia (wystarczyło 10 lat użytkowania dzierżawionego majątku), w miastach w pierwszej kolejności uwłaszczono dzierżawców domów jednorodzinnych (ale pięćdziesięcioletnich użytkowników mieszkań komunalnych i ogródków działkowych już nie). Po roku dwutysięcznym zaczęto sprzedawać mieszkania za 3 lub 15% wartości w zależności od ilości chętnych (czytaj: zasobnych). Sporo było przy tym nadużyć i afer, ale władza pozbywała się kłopotów przerzucając ciężar remontów i utrzymania na nowych właścicieli. Nowych mieszkań komunalnych właściwie się nie buduje a zapewnienie Polakom mieszkania scedowano na obywateli. Czyli: chcesz mieć gdzie mieszkać, to weź kredyt i sobie kup mieszkanie lub wybuduj domek, albo wynajmij na wolnym rynku za więcej niż miesięczną pensję połowy polskich pracowników. Kto może to unika takiej opcji, bo – jak już wcześniej wykazywałem – po 40 latach wynajmu zapłaci łącznie tyle, ile kosztują trzy mieszkania trzypokojowe, a po przejściu na emeryturę nie będzie go stać na wynajęcie kawalerki i wyląduje pod przysłowiowym mostem. Na wzięcie kredytu hipotecznego zdecydowało się – jak zacytowałem wyżej – 12,1% najzamożniejszych. Reszta potrzebujących ma szansę na mieszkanie, jak wyemigruje, co zrobiło już 2,5 mln. osób. Oglądając osiedla nowych domów deweloperskich nie trudno zauważyć, że niekiedy połowa mieszkań stoi pusta, choć wszystkie są wykupione. Są ludzie, którzy mają po kilka – kilkanaście mieszkań jako lokata kapitału, bo kto bogatemu zabroni? Co o takiej sytuacji myślą ci, co nie mają szans na kredyt, choć pracują na bogatych?
Wiele razy czytałem w różnych gazetach wypowiedzi ludzi, którzy borykają się ze spłatą kredytu mieszkaniowego. Oszczędzać muszą na wszystkim, o wczasach mogą pomarzyć w przeciwieństwie do Niemców, dla których wynajmowanie mieszkania nie jest żadnym problemem finansowym. Zamiast wydawać pieniądze na kupno własnej nieruchomości wolą korzystać z życia, a na emeryturze też będzie ich stać na wynajem.
Z przedstawionego powyżej kontekstu historycznego wynika, ze ten majątek Polaków w zdecydowanej większości został wytworzony za czasów PRL i potem przekazany społeczeństwu, stąd tak wysoka jego średnia wartość. Czytając raport bez uwzględnienia tego kontekstu można odnieść wrażenie, że to przez ostatnie 25 lat dorobiliśmy się bogactwa, a wcześniej to była czarna dziura. Czyli propaganda sukcesu jest najważniejsza…
W trakcie pisania tego artykułu naszła mnie następująca refleksja: każde państwo ma szanse istnieć i się rozwijać, jeśli jego obywatele będą się z nim utożsamiać. Niedawno czytałem wypowiedź syryjskiego uchodźcy. Pytano go, dlaczego Syryjczycy nie chcą bronić swojego kraju. Powiedział, że walczące strony mają tylko własny interes na względzie: dorwać się do władzy i do ropy, lub obronić władzę i zyski z ropy a reszta społeczeństwa ich nie interesuje. Z takim państwem normalni ludzie się nie utożsamiają i dlatego emigrują.
Co w Polsce zrobiono nie tak, że 2,5 mln wyjechało i nie chce wracać, a kolejny milion planuje wyjazd? Ci ludzie z krajem się nie identyfikują, a ci, co zostali, zbuntowali się i obalili w wyborach tych, co do tej pory rządzili. Czy nowy rząd spełni ich oczekiwania? Myślę, że nie, bo rozwiązanie problemów jest zależne od zmiany obowiązującej w Świecie doktryny ekonomicznej, coraz powszechniej krytykowanej przez ludzi myślących. Jeśli ci, co tworzą dochód narodowy nie będą partycypować w jego podziale a wszystkie zyski będzie dalej przejmować światowa i krajowa finansjera, nic się nie zmieni.
Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.