Społeczeństwo

Rzezie na Wołyniu – inne spojrzenie

W artykułach i wypowiedziach  na bolesny temat mordów na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej w czasie II wojny światowej (głównie w 1943 r.) zastanawiał mnie zawsze brak refleksji co do przyczyn potwornej nienawiści, jakiej obiektem była ludność polska. Ta nienawiść stała się zarzewiem niebywałego okrucieństwa UPA i innych mniej lub bardziej zorganizowanych grup i formacji.

Na początek muszę zacytować gorzkie słowa Józefa Becka, przedwojennego ministra spraw zagranicznych RP – od listopada 1932 roku do wojny. Napisał je w Rumunii w czasie wojny w swoich pamiętnikach pt.”Ostatni raport” – wyd. Warszawa 1987 – zmarł w Rumunii 5 czerwca 1944:

„Do głównych sprawców tragedii mego kraju należy też Watykan. Zbyt późno pojąłem, że nasza polityka zagraniczna służyła interesom Kościoła katolickiego”. 

Ta polityka polegała także na przymusowej polonizacji = katolicyzacji ludności ukraińskiej, białoruskiej i innych mniejszości na wschodnich terenach II Rzeczpospolitej. Polegała ona na dyskryminacji tej ludności  i pogardzie jej okazywanej  przez polskie władze. Urzędnicy państwowi – często kombatanci – legioniści Piłsudskiego, byli tam osiedlani dla zasług wojennych.  Dla załatwienia sprawy wymagali oni nieraz od miejscowej ludności znajomości języka polskiego a bywało że i przejścia na katolicyzm. Zwłaszcza w prostych chłopach rosło  poczucie krzywdy i poniżenia.

Mój korespondent Stanisław Hłodzik pisze:

„Za Austro-Węgier współżycie dwóch narodów Galicji było raczej zgodne. Ukraińcy, podobnie jak Polacy, mieli równorzędny dostęp do oświaty, stanowisk urzędniczych i w policji. W armii mieli wielu oficerów, w tym generałów. W międzywojennym dwudziestoleciu spychano ten naród do poziomu ludu kolonialnego, rugując ze stanowisk w administracji, policji, z kadry oficerskiej…”.

Niszczono szkolnictwo ukraińskie.

„Na obszarze lwowskiego okręgu szkolnego (woj. lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie) jeszcze w 1922 roku było 1435 małych szkół z językiem wykładowym ukraińskim głównie czteroklasowych, ale w 1934 r. pozostało ich 457. Na Wołyniu, tym najbardziej ukraińskim województwie, w 1925 r. istniało ok. 500 szkół ukraińskich, do 1933 r. pozostało zaledwie 6. Ukraińskie szkolnictwo średnie niemal zlikwidowano. Zaniedbano region pod względem gospodarczym. W 1938 r. zużycie energii elektrycznej na mieszkańca wynosiło w Polsce 115 kWh na mieszkańca, lecz na terenie byłej Galicji Wschodniej zużywano zaledwie 14 kWh na mieszkańca, z czego lwią część zużywał Lwów.” 

Dr Paweł Borecki w swoim wstrząsającym artykule  „HAŃBA  I  WSTYD – jak w II Rzeczpospolitej niszczono prawosławne cerkwie” (dostępnym w internecie łącznie z dokumentacją fotograficzną) omawia akcje niszczenia od 1918  roku wieluset świątyń prawosławnych na Wołyniu, Polesiu, południowym Podlasiu, Chełmszczyźnie. Apogeum tych akcji przypadło na kilka miesięcy 1938 roku kiedy to np. na Lubelszczyźnie  zburzono 127 prawosławnych obiektów sakralnych, niektóre nawet  wielkiej wartości historycznej. Kilka cerkwi pochodziło z XVI wieku a cerkiew w Szczebrzeszynie nawet z XII wieku !  Cytuję:

„Rozbiórki odbywały się pod osłoną wojska i policji, zdarzały się przypadki bezczeszczenia świątyń i cmentarzy ….niszczono całe wyposażenie świątyń, jednocześnie je profanując. Zarazem w stosunku do ludności, nawet biernie w rozpaczy obserwującej akty wandalizmu wobec miejsc dla niej świętych, stosowano przemoc: bito pałkami, kolbami karabinów, szczuto psami….W kilkunastu przypadkach doszło do czynnych wystąpień wiernych w obronie cerkwi”.

... Wówczas obyło się …”bez śmiertelnych wypadków, ale ze strugami krwi”. 

Tak więc ci prości ludzie, fanatyczni religijnie, podobnie zresztą jak ludność polska, zostali poniżeni i zranieni do żywego.  Czy można się dziwić, że tłumiona  nienawiść do Polaków wybuchła z ogromną siłą przy najbliższej  okazji?  W swoim artykule dr Paweł Borecki cytuje prof. Tadeusza Chrzanowskiego wspominającego dzieciństwo i straszliwy gniew swego ojca, który na wieść o burzeniu cerkwi, załamywał ręce i przepowiadał: „…nas kiedyś Rusini wyrżną, bez cienia litości, nam tego nigdy nie wybaczą”.  Jakże prorocze słowa.

Były to akty państwowego bezprawia niezgodne z konstytucyjnym porządkiem nowego państwa polskiego. Konstytucja marcowa 1921 r., mimo wyznaniowego charakteru państwa, zapewniała równość praw wszystkim obywatelom bez względu na narodowość i religię.  Także Konstytucja kwietniowa z 1935 roku zawierała zakaz dyskryminacji politycznej i społecznej ze względu na pochodzenie, wyznanie, płeć i narodowość.  Niestety tylko w teorii.  Warto przypomnieć, że ludność prawosławna na terenach wschodnich II Rzeczpospolitej stanowiła liczebnie przygniatającą większość. Przekazy mówią, że w czasie rzezi wołyńskiej nielicznym Polakom udało się ocalić życie za obietnicę przejścia na prawosławie. Prześladowanie tej ludności posłużyło też za pretekst do wejścia Armii Czerwonej na ziemie polskie 17 września 1939.

Ostre konflikty między naszymi narodami trwały całe wieki. Ale fakty, o których piszę, były świeżo w pamięci ludzi biorących udział w wydarzeniach 1943 roku.  Trzeba też bardzo mocno podkreślić, że większość ziem, o których mowa, stanowiła własność polskiej arystokracji, a rdzenni chłopi bezrolni mieli praktycznie status niewolników. Najczęściej żyli w upadlającej nędzy. Oto jak o tym mówi francuski historyk Daniel Beauvois badający historię polskich kresów (Gazeta Wyborcza z 28-29.8.2010):

„Chłopów traktowano jak podludzi. Jeszcze pod koniec XIX wieku pan miał prawo bić chłopa po twarzy, co było nie do pomyślenia nie tylko na Zachodzie ale nawet w innych zaborach”.

Myślę, że Daniel Beauvois jest zbyt łaskawy. Bicie chłopów miało miejsce na pewno do II wojny światowej. I jeszcze cytat:

„Gdyby stosunki miedzy dworem a chłopami układały się tak sielankowo, jak przedstawiała to większość publikacji ukazujących się w Polsce lat 90 (XXw – dop. aut.), nie byłoby ani krwawych rozpraw z panami polskimi w XVII i XVIII w., w czasie rewolucji bolszewickiej, ani rzezi wołyńskiej w czasie II wojny światowej”.

Tak więc był też aspekt klasowy tych wydarzeń.

Za tę fałszywą politykę państwa na ziemiach wschodnich najwyższą cenę zapłacili, jak zwykle w dziejach narodów nie ci, którzy zawinili, ale najsłabsi – polska ludność wiejska.

Nie usprawiedliwiam mordów na Polakach. Trzeba jednak, żebyśmy zdobyli się na odrobinę  historycznego  obiektywizmu w ocenie tych przerażających wydarzeń.

 

Teresa JAKUBOWSKA

lipiec 2008, marzec 2013, styczeń  i wrzesień 2014

Artykuł opublikowany w NIE 10-16 października 2014 nr 41(1255) pod tytułem  „Trafna rzeź Polaków” (tytuł nieuzgodniony z autorką).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.