eBTEkonomiaPolitykaSocjotechnikaSolidarnośćSpołeczeństwo

28 lat transformacji ustrojowej

W ostatnim artykule pt. „Rocznice zwycięstwa” obiecałem opisać w telegraficznym skrócie podstawowe błędy ekonomiczne i gospodarcze popełnione przez wszystkie kolejne rządy sprawujące władzę w Polsce po 1989 r. Błędy te wynikały przede wszystkim z braku przygotowania elit solidarnościowych do rządzenia. Dotychczasowa ich działalność (do roku 1989) polegała na destabilizacji i burzeniu państwa t.zw. socjalistycznego, a przecież do budowania i rządzenia potrzebna jest nie tylko zupełnie inna mentalność ale przede wszystkim specjalistyczna wiedza.

Rząd premiera Mazowieckiego i wicepremiera Balcerowicza w roku 1989 przyjął neoliberalny model kapitalizmu nie tylko dlatego że zupełnie nie orientował się w jego negatywnym oddziaływaniu na ekonomię i gospodarkę (większość polityków polskich i światowych dopiero od niedawna zdaje sobie z tego sprawę) ale przede wszystkim dlatego, że od przyjęcia tego modelu międzynarodowa finansjera uzależniła pomoc dla Polski. Dwa podstawowe dogmaty tego neoliberalnego systemu to powszechna prywatyzacja majątku narodowego oraz zminimalizowanie roli państwa w gospodarce (niewidzialna ręka rynku, która sama miała wszystko wyregulować). Do Polski zjechało się sporo „ekspertów”, którzy – za olbrzymie pieniądze płacone przez polski rząd – jednej strony rozpoznawali łakome kąski do przejęcia, a z drugiej strony używali „słodkiego życia”, a robotę odwalali podnajęci Polacy, którzy także – przy okazji – załatwiali własne interesy. Efekt był taki, że bezrobocie osiągnęło 20%, inflacja 600% rocznie, dawno nieznana bieda dopadła większość społeczeństwa a jednocześnie zaczęły wyrastać fortuny osób ustosunkowanych politycznie. Wprawdzie ówczesny prezydent Lech Wałęsa odgrażał się, że z siekierą będzie jeździł po kraju by złodziei „puszczać w skarpetkach”, ale w rzeczywistości Solidarność rozpięła parasol ochronny nad poczynaniami rządu, a w środkach masowego przekazu obowiązywała jedynie narracja neokapitalistyczna o niewidzialnej ręce rynku, o tym że pracodawcy tworzą miejsca pracy, więc trzeba maksymalnie oszczędzać na płacach by mieli pieniądze na rozwój, że bogactwo skapuje od bogatych w dół, że przypływ podnosi wszystkie łódki i tym podobne frazesy mające ogłupić ludzi. Jednak ludzie nie dali się ogłupić. Przecież pracownicy – zwłaszcza administracyjni – byli doskonale zorientowani o przewałach swoich pryncypałów, o ich poziomie życia, o transferach pieniędzy za granicę itp. Po kraju krążyła plotka, że na wejściu do ministra przekształceń własnościowych trzeba było zapłacić 10 000 $ a właściwa opłata zależała od podjętej decyzji. Podkreślam jeszcze raz, że to była plotka, bo dowodów nikt nie przedstawił, ale o powszechnej korupcji mówiło się oficjalnie w mediach, a ta plotka doskonale oddawała poglądy i nastroje społeczne. Największym dramatem Polski był fakt, że każdy rząd starał się o przychylność i poparcie kościoła, a kościół doskonale wpasował się w tą neoliberalną (a faktycznie złodziejską) narrację i kazał sobie solidnie płacić społecznymi pieniędzmi i społecznym majątkiem (afera z Komisją Majątkową nierozliczona do dziś) oraz zaczął narzucać rządom i społeczeństwu rozwiązania prawne korzystne dla kościoła, a zgubne dla społeczeństwa. Dziś w obiegu społecznym coraz częściej się słyszy o „ePiSkopacie”, co znakomicie oddaje polską rzeczywistość.

Każde kolejne wybory pokazywały bezradne miotanie się wyborców od prawa do lewa, lecz każda opcja polityczna zainteresowana była trwaniem zastanej rzeczywistości, bo łatwo było robić „lewe interesy” kosztem naprawdę biednego społeczeństwa. Nawet rządy SLD – partii przecież lewicowej – niewiele zmieniły. Pamiętamy aferę Rywina, aferę starachowicką pokazującą współpracę członków rządu z mafią i sporo innych. O tych zamiecionych pod dywan nie wiemy nic. Jedyną, i to wielką zasługą SLD i Leszka Millera, a także prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego było wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej. Fakt ten pozwolił 2,5 mln Polaków wyjechać z kraju „za chlebem”, co znacznie zmniejszyło bezrobocie, dostaliśmy z Unii olbrzymie pieniądze na restrukturyzację i rozwój gospodarki, rządy musiały dostosować polskie prawo (m.in. trójpodział władzy i wolność mediów) do standardów europejskich a Unia i Trybunał w Strasburgu nadzorują ich przestrzeganie. Niestety, Polska – za zgodą Unii nie podpisała Karty Praw Podstawowych nakazujących m.in. godziwą zapłatę za pracę, co skutecznie zablokowało konieczny wzrost płac. Unijna zasada swobodnego przepływu ludzi, towarów i usług spowodowała rozwój przedsiębiorstw eksportowych wygrywających konkurencję niską ceną, ale zarabiali tylko eksporterzy a Polska i Polacy niewiele z tego mieli.

W kraju następowało coraz większe rozwarstwienie dochodów – bogaci byli coraz bogatsi a biednym nic od nich nie skapywało. Dodatkowo do Polski dotarło zjawisko prekariatu – młodzi ludzie pracujący za grosze na „umowach śmieciowych”, bez żadnych zabezpieczeń emerytalnych i zdrowotnych i żadnych perspektyw na przyszłość. Dwuletnie rządy PiS w latach 2005 -2007 w polityce gospodarczej niewiele, albo wcale nie różniły się od poprzedników, czyli dbały o bogatych (wicepremier Zyta Gilowska zmniejszyła obciążenia podatkowe bogatym pracodawcom kosztem biednych pracobiorców), a głównym działaniem tej partii było zwalczanie konkurentów do władzy. Pierwsza kadencja rządów Platformy Obywatelskiej w polityce gospodarczej była kontynuacją poprzedników. Dopiero w drugiej kadencji pojawiła się u niektórych refleksja, że coś trzeba zmienić, głównie pod wpływem trendów zachodnich. Zaczęły trochę rosnąć płace, dzięki czemu nieco wzrósł PKB, ale niewzruszona została neoliberalna zasada „niewidzialnej ręki rynku” i „jak najmniej państwa w gospodarce”. Prawo oparte na tych zasadach pozwoliło na bezkarne „kombinowanie” polityków z biznesem, mniejsze i większe afery „zamiatano pod dywan” w przekonaniu o bezkarności i że wyborcy nic nie wiedzą lub kupią każdą wymówkę. Jedyna afera, jaką zaczęto rozpracowywać za rządów PO to Amber Gold. Nie ruszono afery w SKOK-ach, które decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego wyjęto spod nadzoru KNF, skutkiem czego rozkradziono ponad 4 miliardy zł (prawie 6 razy więcej, niż AG), a które to SKOK-i dalej hojną ręką finansują potrzeby obecnej władzy. Nie ruszono złodziejskiej prywatyzacji nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach, bo dziurawe prawo to umożliwiało. Dzisiejsza Komisja Weryfikacyjna ujawnia wielką niemoralność ludzi tej afery, ale pewnie skończy się na odpowiedzialności politycznej polityków PO, choć początki afery sięgają czasów, gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński. Wprawdzie początki rozkradania – przepraszam – prywatyzacji sięgają wczesnych lat dziewięćdziesiątych i Porozumienie Centrum braci Kaczyńskich też się nachapało, ale wtedy to była norma a nie afera.

PiS poszło do ostatnich wyborów z hasłami prospołecznymi obiecując dodatkowe pieniądze dla dotychczas lekceważonych pracobiorców oraz dzieci, których 9% żyło poniżej granicy ubóstwa. Wzmocniono w ten sposób krajowy popyt, czyli zrobiono to co od lat postuluję w swoich artykułach. Uważam jednak, że program 500+ powinien być adresowany do dzieci z rodzin o niskich dochodach, a zdecydowanie podnieść niskie płace nie pozwalając na kruczki pozwalające tą decyzję omijać. Gdyby racjonalnie obniżyć koszty funkcjonowania państwa, ograniczyć bezsensowne wydatki i skończyć z zawłaszczaniem państwa (wysoko płatne synekurki w spółkach skarbu państwa dla „misiewiczów” i inne), to można by obniżyć podatki, podnieść kwotę wolną od podatku i w ten sposób wzmocnić popyt nie obciążając zbytnio pracodawców. Wysoką notę stawiam wicepremierowi Morawieckiemu i pomagierom za uszczelnienie podatków, szczególnie WAT.

W polityce zawsze jest tak, że każda władza wyciąga na światło dzienne wszystkie błędy, zaniechania i niegodziwości poprzedników, by zyskać społeczne poparcie, które pozwoli przykryć własne „niedociągnięcia”, o których dowiemy się po zmianie władzy.

Z wielką przykrością obserwuję, jak wysiłek prawie całego społeczeństwa w walce o Polskę normalną został zniweczony przez t.zw. elitę polityczno-gospodarczo-koscielną. W mojej ocenie żadna z dotychczas rządzących partii politycznych nie zasłużyła na pozytywną ocenę. Ale prawdą jest, że te elity to krew z krwi i kość z kości z nas – Polaków. Oni urodzili się, dorastali i wychowywali się w polskich domach, więc to my wszyscy powinniśmy uderzyć się w pierś, bo nie jesteśmy bez winy, mimo propagandy o polskim narodzie bez skazy.

Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.