eBTEkonomiaPolitykaSpołeczeństwo

Demokracja a stosunki społeczne

Ostatnimi czasy pojawiło się w różnych gazetach i czasopismach sporo artykułów o konieczności zmian w podejściu do pracowników i ich pracy. Proponuje się zmniejszenie czasu pracy podając przykład Francji, gdzie obowiązuje 35 godzin pracy w tygodniu oraz wprowadzenie dochodu podstawowego dla wszystkich i emerytury obywatelskiej. Problem dotyczy nie tylko Polski, lecz także wielu państw Unii Europejskiej i nie tylko. Dlaczego tak się dzieje?

Wprowadzenie w latach osiemdziesiątych w gospodarce światowej neoliberalnego kapitalizmu w miejsce społecznej gospodarki rynkowej zaowocowało niebywałym wzrostem zysków ludzi obracających kapitałem i jednoczesnym znacznym zubożeniem reszty społeczeństw, głównie tych żyjących z pracy najemnej. Zaczął liczyć się zysk. Pod naciskiem finansjery prawo w wielu państwach zostało zmienione tak, że dotychczasowe zdobycze socjalne przestały obowiązywać, a to doprowadziło do olbrzymiego rozwarstwienia dochodów, co musiało doprowadzić do kryzysów gospodarczych i coraz większego niezadowolenia biedniejących społeczeństw (szerzej opisywałem to we wcześniejszych artykułach). Te nowe, neoliberalne, zasady dotarły do Polski wraz ze zmianami ustrojowymi. Co sprawiło, że ludzie wychowani w czasach obowiązującej „sprawiedliwości społecznej”, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stali się takimi egoistami wyznającymi zasadę że „chciwość jest dobra”? W latach dziewięćdziesiątych ub. wieku i początkach obecnego z wielkim zniesmaczeniem obserwowałem tą przemianę oraz sam byłem jej ofiarą, jak zdecydowana większość Polaków. Swoje obserwacje i przemyślenia z tym związane przesłałem w 2006 r. ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu lecz bez odzewu(dość długi elaborat pt „Widziane z dołu”). Pozwolę sobie zacytować parę tamtych spostrzeżeń:

Polski kodeks pracy przewiduje ośmiogodzinny dzień pracy. To oczywiście fikcja. Niemało jest zakładów, w których pracownicy po ośmiu godzinach pracy podbijają kartę że niby skończyli pracę, a następnie wracają i dalej pracują, ale już za darmo, bo przecież w dokumentacji wyraźnie widać, że po ośmiu godzinach skończyli pracę. Dotyczy to zarówno wysoko kwalifikowanych – po studiach – pracowników, jak i pracowników produkcyjnych.

W okresie nasilonych wypadków polskich autokarów, w sytuacji gdy ciężarowe samochody mają zamontowane tachografy, umożliwiające policji szczegółową kontrolę pracy kierowców, byłem świadkiem następującej rozmowy:

Szef do kierowcy po dziesięciu godzinach pracy: Pojedzie pan jeszcze do miejscowości X (110 km w jedną stronę).

Kierowca: Ależ szefie, ja mam tachograf; nie wolno mi już jechać. Policja mnie zwinie.

Szef: Twoja głowa w tym żebyś się policji wywinął.

Kierowca pojechał. O wynagrodzeniu za nadgodziny mowy nie było.

W pewnej fermie drobiu pracownik upomniał się o zapłatę za nadgodziny. Został natychmiast zwolniony z pracy i jeszcze tego samego dnia wieczorem dotkliwie pobity przez ochroniarzy (Ukraińców pracujących na czarno), ku przestrodze dla innych pracowników.

Pewnej niedzieli, będąc poza miastem, spotkałem dwóch pracowników przy budowie domu. Zagadnąłem: A panowie nie świętują? Wywiązała się rozmowa, z której dowiedziałem się, że pracują w małej firmie (szef + trzech pracowników). Zarabiają tyle, że starcza tylko na opłaty mieszkaniowe, licznikowe itp. opłaty sztywne, a na życie muszą dorabiać fuchami w dni wolne.

Takie marne zlecenia ma firma? – pytam.

Nie. Ale szef w trzy lata wybudował sobie willę, kupił sobie i żonie dobre samochody, a teraz córka dorasta.

Kolejny przykład: firma konsultingowa zatrudniająca fachowców od zarządzania, ekonomistów, prawników i in., zajmująca się doradztwem, przekształceniami własnościowymi itp. Czas pracy nieograniczony (nawet do 2400 w nocy).Pracownik dostaje 40% tego, co wypracuje z tym, że musi pokryć ze swojej części wszystkie obowiązkowe podatki, składki, poniesione koszty przez biuro, delegacje itp. Pozostaje mu więc na czysto około 12-14%, czyli średnio 1500 zł. netto. Pozostałe 60% razy ilość pracowników zostaje dla szefa.

Znane mi są firmy budowlane, w których pracownicy wykwalifikowani zarabiają 800 –900,- zł. netto, a pracują od 700 do zmierzchu, prawie wszystkie soboty a czasem i niedziele.

Spotkałem się również z następującą, kuriozalną sytuacją: pewien przedsiębiorca budował sobie dom. Aby było taniej, zatrudniał bezrobotnych „na fuchę”. Po wykonaniu pewnego etapu prac robił wściekłą awanturę że robota spartolona, że będzie musiał innym płacić za demontaż, że materiały zmarnowane itp. Ekipę wyrzucał bez zapłaty, przyjmował następną, która kontynuowała prace do następnego etapu i cykl się powtarzał. W ten sposób wybudował dom darmową robocizną.

Kolejne etapy takich wyzysków to coraz powszechniejsza praca „na czarno”, praca na umowę o dzieło bez składek emerytalnych, urlopów i dostępu do służby zdrowia. Dochody pracodawców olbrzymie (często wywożone do „rajów podatkowych”) a w kraju olbrzymi niż demograficzny, bo młodych ludzi nie stać na mieszkanie i utrzymanie rodziny. Coraz więcej młodych do 30-go roku życia mieszka z rodzicami (w niektórych państwach zachodnich nawet 40%). Marzeniem wielu Polaków stał się skandynawski model społeczno-gospodarczy, który zachował rozwiązania z lat sześćdziesiątych ub.w. Żeby nie być gołosłownym, zacytuję zamieszczoną w Gazecie Wyborczej z dn. 23.06.2018r. wypowiedź Polki mieszkającej w Danii:

…duńscy pracownicy zawdzięczają komfortowe warunki pracy silnym związkom zawodowym … W razie problemów pracownik może zadzwonić do związku, od razu ktoś przyjeżdża i rozmawia z szefem. Dzięki temu pracownik czuje się bezpieczny. … Duńczycy są wydajnymi pracownikami właśnie dlatego, że nie są zestresowani. … Ludzie mówią sobie po imieniu, co nie wpływa na twój autorytet. Albo potrafisz kierować ludźmi, albo nie. … Szacunek wynika też z faktu, że różnice w pensjach nie za duże: pracownik fizyczny zarabia niewiele mniej, niż menedżer, różnica wynosi około 20-30%., a nie jak w Polsce częstokroć 10 razy więcej.

Takie niekorzystne stosunki społeczno-gospodarcze powodują wzrost politycznego znaczenia populistów i demagogów w wielu krajach Europy oraz doprowadziły do zwycięstwa PiS w ostatnich wyborach (gdzie się podziali rozsądni, racjonalnie myślący intelektualiści?).

Na zachodzie coraz częściej myśli się o skracaniu czasu pracy przy tej samej płacy, bo nie przemęczony pracownik jest wydajniejszy. Polacy pracują (oficjalnie) prawie najdłużej w Europie. Czy u nas dało by się to wprowadzić? W Polsce mamy od 26 lat wzrost gospodarczy. Pora tym wzrostem uczciwie się podzielić.

Natalia z Danii: Na pytanie, czy w Polsce Polacy daliby radę pracować siedem godzin (za te same pieniądze) odpowiedź brzmi: nie. Pracodawcy się nie zgodzą. Ochrona pracowników jest słaba. Musi się zmienić mentalność pracodawców.

Ponieważ trudno oczekiwać w globalnym systemie gospodarczym powrotu do rozwiązań sprzed pięćdziesięciu lat, rozsądne wydaje się zmniejszenie zbyt dużego rozwarstwienia dochodów przez wprowadzenie dochodu podstawowego i emerytury obywatelskiej, bo inaczej populizmy i postawy autorytarne rozwalą system demokratyczny, a wtedy wszystkim będzie gorzej.

Jerzy Chybiński

4 komentarze do “Demokracja a stosunki społeczne

  • Ale właśnie tu rodzi się pytanie: Jak mentalność ludzką zmienić? Chyba tylko edukacja szkolna jest w stanie to zrobić, ale owoce będzie można zbierać za 30 lat? Chociaż i to dobre.

    Nie umiem sobie wyobrazić rozwiązań systemowych, aby odgórnie narzucały solidarne dzielenie się zyskiem.

    Odpowiedz
  • Do Wally Soach
    Dziękuję za „świetną” opinię o naszej stronie, ale o co chodzi z tym lekiem?

    Odpowiedz

Skomentuj jERZY cHYBIŃSKI Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.