eBTPolitykaReligiaSpołeczeństwo

Nienawiść – „a słowo ciałem się stało”

Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze wysokie przeszkody. Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.

To początek wiersza Wisławy Szymborskiej z roku 1993, zamieszczonego na pierwszej stronie Gazety Wyborczej w dniu 19.01.2019r. Śmierć Prezydenta Pawła Adamowicza przez ostatni tydzień nie schodziła z łamów prasy i anten radia i telewizji. Słusznie wskazuje się na narastającą atmosferę rodzącą złość, agresję, nienawiść do wszystkich, którzy mają inne poglądy czy inną ocenę rzeczywistości, wynikające przecież z posiadanej wiedzy, z innych doświadczeń życiowych, z czytania innych książek, gazet, oglądania innych programów, czy wreszcie z innego poziomu inteligencji. Równie słuszne jest obwinianie polityków różnych opcji o wprowadzenie nienawiści do polskiego życia publicznego. Nie ma sensu roztrząsanie kto ma rację, kto jest winien, bo u podłoża tego zjawiska leży pewna mentalność ludzka, tkwiąca w każdym z nas, kształtowana od bardzo wielu pokoleń i mająca wyraz we wszystkich wojnach, także – a może przede wszystkim – religijnych.

W czasach wspólnoty rodowej, a później plemiennej, każdy obcy pojawiający się na terytorium tej wspólnoty, to było zagrożenie, że upoluje i zabierze „naszą” zwierzynę albo porwie naszą kobietę uszczuplając nasz mizerny stan posiadania. Lecz w żywotnym interesie „naszej” wspólnoty było pomnażanie „naszego” stanu posiadania także poprzez zabór „cudzego” posiadania. Taka mentalność przechodziła z pokolenia na pokolenie, także w okresie wspólnoty plemiennej („nasze” plemię) i później, w okres tworzenia się państw. „Naszych” państw. Konieczność pomnażania dóbr materialnych dla rosnącej populacji była bardzo często realizowana poprzez zabór mienia „cudzego” państwa, ale i zaistniała konieczność obrony przed takim samym działaniem sąsiednich państw. Oczywistym było nagradzanie „naszych” zdobywców i „naszych” obrońców i stawianie ich za pożądany wzór dla innych. Tak rodziły się podstawy patriotyzmu, obowiązujące do czasów nam współczesnych (patrz: mój artykuł pt „Patriotyzm”).

Absurd takiego myślenia dostrzegali myśliciele już w starożytności i usiłowali tworzyć nowe zasady oparte na szacunku do innych, miłości bliźniego, poszanowania prawa do życia także „innych”, które to zasady stawały się podwalinami tworzonych religii. Zasady te stawały się nośne społecznie i rosła ilość wyznawców, a więc i znaczenie takiej wspólnoty. Niestety, każda religia promująca dobro nie miała fizycznej możliwości obrony przed zdominowaniem jej przez ludzi dążących do władzy, bo ta daje bogactwo i znaczenie. Tak stało się z religią chrześcijańską, z islamską, z religiami Środkowego i Dalekiego Wschodu, a nawet ze starożytnymi religiami obu Ameryk. Walka o dominację „naszych, jedynie prawdziwych” religii zdominowała całe Średniowiecze tak w Europie, jak i na Bliskim Wschodzie. To w imię „naszej” religii papieże organizowali walkę z „pogaństwem” wybijając w pień naszych sąsiadów Prusów i Jadźwingów oraz dziesiątkując Litwinów. To w imię „naszej” religii organizowano Krucjaty bliskowschodnie, mordując islamistów, czego oni nie zapomnieli do dziś. W końcowym okresie Średniowiecza wojny religijne i mordowanie „odstępców” religijnych było niemal codziennością a za takie „zasługi” dostawało się bogate diecezje we władanie, a po śmierci wyniesienie na ołtarze. A wszystko dlatego, że „nasze” poglądy i „nasz” interes jest najważniejszy.

W okresie Odrodzenia i Oświecenia co światlejsi ludzie walczyli z tą – jak by nie było – zbrodniczą mentalnością z dość połowicznymi sukcesami. Przekonanie o wyższości „naszego” państwa i „naszej” religii trwało dalej. To w imię „naszej”, hiszpańskiej i katolickiej „lepszości” wymordowano 80% ludności Ameryki Środkowej i Południowej, a Amerykę Północną podbiła późniejsza Wielka Brytania (pomijam mniej zbrodnicze podboje dokonywane przez inne państwa Europy, ale także Islamu). Polskę zlikwidowały trzy państwa zaborcze, bo były „lepsze”, silniejsze gospodarczo i militarnie, a na dodatek miały silne wsparcie papieża, bo „nasza” religia nie mogła doznać uszczerbku (próby reformy kraju dążyły do pewnej niezależności od kościoła). Wojny napoleońskie oraz I i II Wojny Światowe też miały swoje źródło w tej odwiecznej mentalności. Do dziś pamiętamy hitlerowskie Niemcy, Niemcy ponad wszystko!” i uznanie innych nacji za „podludzi” a Żydów za ludzkie śmieci. Stalin też uważał, że jego idee są ponad wszystkie inne i chciał je wprowadzić w całej Europie.

Niebezpieczeństwo wojen z powodu nienawiści wcale nie wygasło z końcem II WŚ. Wojna na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych XX w. też wybuchła z powodu rozbudzenia przez polityków nienawiści do sąsiednich nacji. Wojna religijna w Rwandzie w Afryce również wybuchła na skutek świadomego i metodycznego rozbudzania nienawiści, przeprowadzonego przez misjonarzy katolickich pod wodzą polskiego biskupa, obecnie arcybiskupa, przedstawianego przez polski kościół jako autorytet moralny.

Ten długi, choć i tak pobieżny, rys historyczny mentalności o „lepszości naszych” dokonałem z całą premedytacją, bo jakoś nie mogę dostrzec u Polaków przekonania, że tkwiąca w nas nienawiść, a przynajmniej niechęć do innych, to nie jest zjawisko całkowicie współczesne i dotyczące sytuacji w Polsce. Historię nienawiści między państwami i religiami dostrzegali niektórzy powojenni politycy. Aby szaleństwo wojny w Europie już nigdy się nie powtórzyło, założyli podwaliny pod późniejszą Unię Europejską, mającą zrzeszać państwa o równych prawach, wyrzekających się przemocy, przestrzegających praw obywatelskich równych dla wszystkich, trójpodział władzy, świeckość państwa itd., itd., – zasady powinny być znane wszystkim. Polska piętnaście lat temu, wstępując do Unii Europejskiej, zobowiązała się przestrzegać tych zasad.

Większości Polaków wydawało się że po wejściu na drogę liberalnej demokracji, do władz różnego szczebla będą kandydować najmądrzejsi i najuczciwsi. Życie pokazało, że niekoniecznie. Im dłużej trwa demokracja, tym gorsi ludzie trafiają do władz. Bycie u władzy przestało być służbą, a stało się rodzajem synekury pozwalającej się bogacić na koszt społeczeństwa i nie ponosić prawie żadnej odpowiedzialności, a jednocześnie wmówiono „ciemnemu ludowi” że „nasze” rządy są najlepsze. Profity z rządzenia są na tyle duże, że do władzy pchają się różni ludzie, tylko nie ci najmądrzejsi i najuczciwsi. Aby dopchać się „do koryta” (tak Polacy określają różne ważne posady) a później się przy nim utrzymać, przestano przebierać w środkach. Etyczne i moralne hamulce przestały istnieć. Nawet kościół przyssał się do „koryta” m.in. błogosławiąc popierające władzę przestępcze kibolstwo na Jasnej Górze. Wymusił na władzy szkolny obowiązek indoktrynacji „naszej” religii, nienawistnej do każdej innej, a szczególnie nienawidzącej niewierzących, czyli mądrych, samodzielnie myślących. Najwięcej nienawiści dosięga ich ze strony ortodoksyjnie wierzących, co jest charakterystyczne dla wszystkich religii. W ostatnich latach najwięcej nienawiści i mordów Świat doświadczył ze strony ortodoksyjnie wierzących islamistów. Według kościołów ortodoksyjna wiara ma być wzorem postępowania dla reszty społeczeństw, czemu podporządkowują się polscy politycy. Tyle nienawiści do polityków i publicystów „nie naszych”, z „obcych” partii, nie pojawiło się w przestrzeni publicznej nigdy przedtem, nawet za PRL. Te przejawy nienawiści są powszechnie znane, więc nie będę ich przedstawiał. Przypomnę tylko, że „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Pierwszy grom trafił w Rosiaka (PiS) w Łodzi, drugi w Pawła Adamowicza w Gdańsku. Czy i ilu będzie następnych? Obawiam się, że to zabójstwo napędzi jeszcze większą skalę wzajemnej nienawiści bo jej sianie trwa w kraju już dość długo. Wszak – według nowej polityki historycznej – walka na śmierć i życie o „swoją sprawę” czyni bohatera. Ilu głupców w to uwierzy? Czy Kościół, w imię miłości bliźniego stanie się mediatorem, czy opowie się po stronie „naszych ortodoksów”, jak uczynił to w Rwandzie?

Polski rząd i jego organa za swoją misję uważają przestrzeganie tradycji, czyli tego, co było kiedyś. Czy chodzi co te zasady, które opisałem w pierwszej części tego artykułu?

Sytuacja w Polsce budzi zażenowanie w Europie i usuwa nas na margines. Polska klasa polityczna ma bardzo niskie notowania w społeczeństwie, więc najwyższy czas, by ją wyrugować z życia publicznego i zastąpić ludźmi nowymi, otwartymi na świat, na nowe idee i na przyszłość. Jeśli tego nie zrobimy, to może nas czekać „kryterium uliczne”, jak to dzieje się we Francji.

Obym był fałszywym prorokiem.

Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.