Grecki dług
Dzisiejsze referendum w Grecji ma pokazać, czy Grecy zechcą zacisnąć pasa, „krwawić” ale spłacić dług – także przy pomocy dalszego zadłużania (!?) i pomału odbudowywać pomyślność ekonomiczną społeczeństwa, czy się zbuntują i posłuchają swojego premiera, nawołującego do odrzucenia żądań Unii Europejskiej. Podobno społeczeństwo podzielone jest na pół i o wyniku dowiemy się w poniedziałek.
Problemy ekonomiczne Grecji nie wynikły ani wczoraj, ani rok temu ale narastały od dawna. Nasze media w okresie ostatnich kilku lat napomykały o nich przekonując, że społeczeństwo tamtejsze żyje ponad stan i stąd kłopoty. Takie stawianie sprawy to półprawda. Dopiero gdy sprawa przybrała dość dramatyczny obrót, zestawiając informacje z różnych źródeł można dzisiaj wyrobić sobie w miarę obiektywny obraz sytuacji oraz dociec przyczyn, które doprowadziły do obecnego stanu.
Jakiś czas temu w jednym z artykułów pisałem o tym, jak elity gospodarcze Grecji skutecznie omijały prawo i unikały płacenia podatków, a co bogatsi wywozili pieniądze do banków szwajcarskich i innych rajów podatkowych (wywieziono ich tyle, że starczyłoby na spłacenie wszystkich długów). Działo się to przy absolutnej bierności ówczesnego rządu, jakby jego członkowie mieli prywatne profity z takiego stanu rzeczy. Fałszowali oficjalne dane wyłudzając od Unii Europejskiej olbrzymie kwoty i przy ich pomocy „kupowali” sobie głosy wyborców. Dzisiaj wiadomo także, że przedstawiciele prywatnych banków zachodnich bardzo „zachęcali” greckich oficjeli rządowych do brania kredytów (bankowcy otrzymywali prowizje od udzielanych kredytów). Gdy przyszło spłacać pożyczki a pieniędzy nie było skąd brać, sprawa się wydała, ratingi osiągnęły poziom śmieciowy powodując radykalny wzrost oprocentowania długów i Grecja stała się niewypłacalna. Unia wymusiła na Grekach radykalny program oszczędnościowy, który – jak zwykle w obecnym kapitalizmie – objął tylko biedniejszą większość. Nic dziwnego, że wywołało to falę niezadowolenia społecznego a nawet lokalne bunty i zamieszki. Radykalne obniżenie siły nabywczej społeczeństwa musiało pociągnąć za sobą odpowiedni spadek produkcji, wzrost bezrobocia i dalsze zbiednienie społeczeństwa. Pomimo pojawiających się rozsądnych głosów niektórych zachodnich polityków, że wymuszona kuracja jest zbyt rygorystyczna i tylko pogarsza sytuację, instytucje finansowe i najbardziej zainteresowane rządy nie chcą popuścić. Europa czeka w napięciu na wynik referendum, bo może mieć on wpływ na dalsze funkcjonowanie Unii.
Cała ta sytuacja pokazuje, że nie poddana kontroli działalność banków i instytucji finansowych oraz nieodpowiedzialnych polityków wprowadza chaos w gospodarce i ekonomii nie tylko Grecji. Pisałem o tym cztery lata temu w artykule pt. „Kryzys” i w kilku późniejszych artykułach. Nie tak dawno problemy miała Islandia, Irlandia, Hiszpania, Portugalia i Włochy a wcześniej Chile pod rządami Pinocheta i inne państwa Ameryki Południowej a w latach dziewięćdziesiątych Europa Środkowo-Wschodnia. Światowa finansjera odpowiada też za trwający do dziś kryzys z apogeum w roku 2008. Podobnie jak dziś w Grecji, negatywne skutki spadają na szarych obywateli a nie na tych co rozdawali kredyty dając łapówki, ani na tych, którzy te kredyty skwapliwie brali. Gdy rządy z podatków swoich obywateli dokapitalizowali banki szastające nie swoimi pieniędzmi, ich prezesi brali wielomilionowe premie za straty, do których doprowadzili.
Dobrze, że od pewnego czasu, tak w gronie ekonomistów jak i polityków, dyskutuje się o sposobach ukrócenia takiej szkodliwej działalności i poddania finansjery skutecznej kontroli.
Oby nie skończyło się tylko na dyskusji. Wszak pieniądz nie śmierdzi i potrafi łamać najmocniejsze zasady moralne.
Chybiński Jerzy