eBTEkonomiaPolitykaSocjotechnikaSpołeczeństwo

„Dobre zmiany”, nowe rządy

Niedawno minęło sto dni nowych rządów, więc czas na wstępne oceny. Robią to wszystkie media tak prorządowe jak i opozycyjne oraz różne ośrodki opiniotwórcze. W tym natłoku najróżniejszych opinii trudno być oryginalnym i nie powtarzać wielokrotnie przemielonych sądów. Są jednak sprawy, o których się nie mówi, albo mówi mało, pomijając istotę problemu.
Minione dwadzieścia sześć lat ustroju kapitalistycznego zbudowało dwie drogi rozwoju:
jedna to szeroka autostrada ku bardzo dostatniej przyszłości dla kilkunastu procent elit polityczno-gospodarczych,
druga to wyboista ścieżynka dla całej reszty społeczeństwa, na której ciasno i nie widać dokąd prowadzi.
Piszę o tych sprawach w naszym Biuletynie od lat, a ostatnio nawet Gazeta Wyborcza, przez dwie dekady osłaniająca i wspierająca narrację elit, coraz częściej pochyla się z troską nad tą „gorszą” resztą społeczeństwa, które praktycznie było pozbawione swojej reprezentacji a zatem i głosu, bo i SLD uwierzyło w brak alternatywy.
Sposoby prowadzenia po przełomie politycznym w 1989r. polityki społeczno-ekonomicznej doprowadziły do olbrzymiego rozwarstwienia dochodów, zarobki znacznej części pracobiorców nie starczają na zaspokojenie najniezbędniejszych potrzeb, założenie i utrzymanie rodziny stało się dużym problemem, siadła demografia, dostęp do służby zdrowia coraz trudniejszy, emerytury „gorszej” części emerytów obniżyły się z 65% zarobków 25 lat temu do 30% obecnie (piszę „gorszej”, bo są „lepsi”, którzy nie płacą składek emerytalnych mimo wysokich zarobków a emerytury mają również wysokie), dobrze wykształceni i dynamiczni młodzi ludzie wyjeżdżają z kraju, plenią się umowy tzw. śmieciowe rujnując system emerytalny (niedawno oskładkowane) – dopiero od niedawna o tym się mówi. Nagrani u Sowy członkowie rządu z PO sami o stworzonej przez siebie Polsce wyrażali się z lekceważeniem a nawet z dozą pogardy. Nepotyzm, kolesiostwo, rozrost biurokracji (dodatkowe etaty dla swoich), niesprawność administracji i sądownictwa, afery gospodarcze i łapownictwo – taka była rzeczywistość polskiej demokracji kapitalistycznej. Wprawdzie PKB rósł nad podziw dobrze, ale udział w nim płac malał systematycznie i jest najniższy w Unii – 35%.
W ostatnich wyborach PO broniła swoich dokonań a PiS bezlitośnie punktował wszystko, o czym wspomniałem wyżej, więc nic dziwnego że je wygrał, tym bardziej, że z kampanii wycofał najbardziej nielubianych swoich ludzi (Macierewicz, Kaczyński, Ziobro). Czy powinniśmy się cieszyć, czekając na dobre zmiany? Mam poważne wątpliwości.
PiS jest partią na wskroś prawicową (pomimo lewicującej retoryki), bardzo klerykalną z dziewiętnastowieczną mentalnością w tej materii oraz bardzo eurosceptyczną – od Unii oczekuje tylko pieniędzy i nie wtrącania się w swoje rządy. Jarosław Kaczyński rządzi partią dość despotycznie, nie toleruje niesubordynacji i dlatego otoczył się ludźmi bezwzględnie posłusznymi, hojnie ich wynagradzając różnymi synekurami w administracji i państwowych firmach. Ponieważ nie są oni profesjonalistami, skutki mogą być opłakane (jeden wyleciał po dwóch dniach, drugi po dwóch miesiącach, oczekuję innych nagłych dymisji).
Przejecie władzy w resortach siłowych przez ludzi pragnących się odegrać za swoje wcześniejsze niepowodzenia bardzo źle rokuje demokracji. Sędzia, który skazał Mariusza Kamińskiego na więzienie, już ma kłopoty, Roman Kotliński aresztowany, bo pisał prawdę o Kościele i PiS, bardzo dużo wyższych oficerów wyrzucono na emerytury, bo mieli własne zdanie o ministrze Macierewiczu. Wprawdzie nie jest to nic nowego, bo robiła tak każda nowa władza z korzyścią dla swoich. Od dawna powszechne jest przekonanie, że polska administracja pracuje źle. Przejęcie mediów przez PiS i przerobienie ich na tubę propagandową już skutkuje znacznym zmniejszeniem oglądalności telewizji po dokonanych czystkach.
Z dużą uwagą przyglądam się „dobrym zmianom” w resorcie sprawiedliwości. Od wielu lat działalność prokuratury i sądów oceniam źle. W trosce o uwolnienie ich od nacisków ze strony władzy politycznej dano im niezależność, ale uważam, że zbyt dużo z nich przejęło także nieodpowiedzialność. Przewlekłość postępowań w prostych sprawach, przesłuchiwanie setek świadków bez istotnej potrzeby, przeciąganie spraw ważnych osób aż do przedawnienia, skazywanie na wiele lat szpitala psychiatrycznego za kradzież paczki kawy, czy za złe słowo rzucone w gniewie, wieloletnie areszty bez wyroku, wiele spraw przegranych w Strasburgu i wysokie odszkodowania płacone z budżetu za sędziowską nieodpowiedzialność, łapówki brane od przestępców, bezwzględni komornicy przekraczający dla zysku swoje uprawnienia i krzywdzący uczciwych ludzi łamiąc im kariery i życie – media opisują takich spraw bardzo dużo. Od dawna uważam, że ta dziedzina działalności musi podlegać kontroli, a instytucja kontrolna musi mieć narzędzia dyscyplinujące i wymuszające prawidłowość postępowania. Widząc co zrobił posłuszny i nadgorliwy Ziobro osiem – dziewięć lat temu sadzę, że ten resort powinien podlegać Najwyższej Izbie Kontroli tak jak inne organa państwa. Poddanie go na powrót nadzorowi Ziobry to bardzo zła zmiana.
W kampanii wyborczej Beata Szydło zapewniała, że ma opracowany pakiet zmian ekonomicznych i gospodarczych. Czekałem na nie z niecierpliwością, ale doczekałem się. Nie będę tutaj szerzej omawiał planu Morawieckiego, bo jest powszechnie dostępny i omawiany. Oceniam go jako kontynuację dotychczasowej linii, ale z dość istotnymi korektami.
Od początku transformacji ustrojowej oczekiwałem od władz, a szczególnie od władz lewicowych deklaracji, komu ma służyć państwo, jego instytucje i jego gospodarka. Najczęściej słyszałem i czytałem: rozwój, wzrost, eksport, innowacyjność, PKB. Nikt nie mówił: człowiek. Pan Morawiecki też tego nie powiedział. Apelował o oszczędność, by było więcej na rozwój. Kiedyś to słyszałem. Już wiem, że jest on człowiekiem z tej lepszej Polski, a nie z mojej. Oszczędzać mogą ci, co mają z czego. 80% Polaków nie ma z czego. Jeśli przedsiębiorcy będą oszczędzać na płacach swoich pracowników, to spadnie popyt i nikt nie będzie zainteresowany wzrostem produkcji. Chyba że innowacyjnością na eksport, ale to znów człowiek będzie tylko „kosztem” i siłą roboczą dla przedsiębiorcy.
System finansowy wielu państw, w tym Polski, jest drenowany przez międzynarodową finansjerę. Ukrócenie procederu „rolowania długów” i innych mechanizmów przechwytujących dorobek społeczeństw zapewniłoby pieniądze na płynne finansowanie rozwoju dla dobra ludzi, ale żadne państwo samodzielnie sobie z tym problemem nie poradzi. To musi być zgodne i wzajemnie wspierające się działanie całej Unii w koalicji z całym światem zachodnim. PiS i Jarosław Kaszyński jest eurosceptyczny i cały czas pogarsza stosunki z unijnymi partnerami, dodatkowo wspierany przez polskich hierarchów kościelnych, obrażonych na „bezbożną Unię”, więc sukcesów tu nie widzę w dającej się przewidzieć przyszłości.
Jest jeszcze sztandarowy projekt 500 zł na drugie i kolejne dzieci. To dobry chwyt propagandowy, ale dzieci z tego nie będzie. Aby rodziło się więcej dzieci, potrzebne są mieszkania i stabilność finansowa rodzin na poziomie pozwalającym to mieszkanie utrzymać i zapewnić rodzinie godziwy byt a także mieć wolny czas dla dzieci, czyli zapewnić ośmiogodzinny dzień pracy. Wzrost niskich zarobków jest możliwy już dzisiaj. Wystarczy pozbyć się chciwości. Były szef banku doskonale wie, że płace po kilka milionów (a bywają o wiele wyższe) wcale nie są niezbędne dla życia na wysokim poziomie. Potrzebne są tylko dla zaspokojenia pychy i chciwości. Byłyby niemałe pieniądze na wszystkie dzieci bez niepotrzebnych kosztów i niesprawiedliwości, o której tak wiele mówiono w Sejmie i pisze się w prasie.
Czekałem cierpliwie tradycyjne trzy miesiące, by dokonać pierwszych ocen. Dopatrzyłem się sporo powierzchownych i trochę niebezpiecznych zmian. Dobrej zmiany na razie nie widzę.
Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.