eBTEkonomiaPolitykaSocjotechnikaSpołeczeństwo

Emerytury cd.

W moim ostatnim artykule zasugerowałem, by płace rządzących uzależnić od wysokości emerytury, która powinna być jednakowa dla wszystkich przy jednakowych procentowo składkach od wszystkich (uzasadnienie w tamtym artykule). Po jego opublikowaniu dostałem od Pawła B. (serdeczne dzięki) link do m.bankier.pl opisującego szczegółowo jak w różnych państwach rozwiązano problem emerytur. Artykuł bardzo ciekawy, pozwalający poczynić pewne porównania, mnie jednak najbardziej zainteresowały komentarze czytelników świadczące o braku wiedzy sporej części z nich na ten temat albo kierowanie się tylko egoistycznym osobistym interesem. Wśród głosów rozsądnych największe uznanie zdobył system nowozelandzki, mający zapewnić wszystkim obywatelom pewne minimum na przeżycie, a kto chce mieć więcej, niech sobie odkłada w dostępnych funduszach emerytalnych. Natomiast skrajnie liberalne poglądy były takie, że każdy będzie miał taką emeryturę, na jaką sobie uzbiera w jakimś funduszu emerytalnym, czy w inny sposób, a ZUS powinien ulec likwidacji. To, że dzisiejszy, polski system emerytalny jest niewydolny to prawda. Dwa tygodnie temu napisałem:

Obowiązujący dzisiaj system emerytalny jest bardzo niespójny, niesprawiedliwy, nieprzejrzysty, generujący olbrzymie koszty własne i jednych seniorów skazuje na głodową wegetację, innym zapewnia luksusy. Obecni emeryci praktycznie nie mieli wpływu na swoje płace, często niewspółmiernie niskie do wkładu pracy i dziś „karani” są drugi raz niskimi świadczeniami.” Dlaczego tak jest?

Analizując ten, ale i każdy inny problem, trzeba pamiętać, że każdy skutek ma swoją przyczynę, który to skutek z kolei jest przyczyną następnego skutku … itd. Systemy ubezpieczeń społecznych zaczęły powstawać w XIX w. i z biegiem czasu były modernizowane i dostosowywane do zmieniającej się rzeczywistości przy zachowaniu ciągłości swojej państwowości. Polska w tamtym czasie nie istniała. Niepodległość uzyskała po I Wojnie Światowej i tworzyła swój system od zera, systematycznie go modernizując, by w 1934 roku stworzyć Zakład Ubezpieczeń Społecznych (nie jest to więc – jak twierdzą niektórzy – relikt po PRL). W 1939 roku Polska znowu straciła państwową ciągłość i po II wojnie ponownie wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Wojna zabrała 6 mln. Polaków, w większości mężczyzn w wieku produkcyjnym i zostawiła serki tysięcy kalek, ludzi chorych oraz starych, niezdolnych do pracy, którym trzeba było zapewnić finansowe warunki do przeżycia. Reaktywowano więc przedwojenny ZUS, do którego spływały składki od pracujących, a które od razu były wypłacane w formie rent inwalidzkich i emerytur. Innej możliwości w tamtym czasie, w zrujnowanym kraju, nie było! Prawdą jest, że w pierwszych latach z powodów ideologicznych ubezpieczeniem społecznym (składki) objęto tylko pracowników państwowych zakładów, lecz z biegiem lat dołączano inne grupy (rolnicy, spółdzielcy, artyści, wolne zawody i in.). W imię doraźnych potrzeb społecznych, gospodarczych i politycznych niektóre grupy zawodowe uzyskiwały różne przywileje czy to w formie obniżenia wieku emerytalnego – sędziowie, osoby pracujące w warunkach szkodliwych dla zdrowia (górnicy, hutnicy, kierowcy samochodów z silnikami wysokoprężnymi), czy to – jak służby mundurowe – poza obniżonym wiekiem emerytalnym, nie płacący składek.

Poza składkami emerytalnymi, do ZUS spływają składki rentowe i zdrowotne, bo firmę tą obciążono wypłacaniem zwolnień chorobowych – do niedawna trwających powyżej tygodnia, później powyżej miesiąca – oraz rent inwalidzkich, co zwolniło służbę zdrowia od odpowiedzialności za nieskuteczność leczenia. Nic dziwnego więc, że wydatki ZUS znacząco przekraczają wpływy ze składek.

Przełom ustrojowy i reformy gospodarcze skokowo pogorszyły finanse ZUS. Gospodarka ustawiona na maksymalizację zysku poprzez minimalizację kosztów, czyli płac, spowodowała drastyczne obniżenie wpływów (niskie płace = niskie składki). Kolejną formą obniżania płac stały się nieistniejące wcześniej formy zatrudnienia, czyli t.zw. umowy śmieciowe, dzięki którym płace mogły być niższe od obowiązującego minimum i od których nie trzeba było odprowadzać składek do ZUS,co powoduje, że pracownicy nie dostaną emerytur za okres takiego zatrudnienia. Dopiero niedawno ten błąd skorygowano. Strukturalne bezrobocie, momentami sięgające 20% oraz emigracja zarobkowa 2,5 mln osób dodatkowo zwiększyły spadek wpływów składek emerytalnych (i wysokość przyszłych świadczeń). Nic dziwnego więc, że do systemu emerytalnego budżet, czyli my wszyscy, musi dopłacać czterdzieści kilka miliardów złotych rocznie.

Wyobraźmy sobie teraz, że zgodnie z poglądami skrajnych liberałów, od jutra przestajemy płacić do wspólnej kasy, tylko każdy płaci składkę emerytalną na swoje prywatne konto, z którego w przyszłości będzie miał prywatną emeryturę. Skutek łatwy do przewidzenia:

albo ZUS zostaje bez grosza i przestaje wypłacać bieżące emerytury i renty i miliony naszych matek i ojców przechodzi na utrzymanie swoich – na ogół biednych – dzieci,

albo rząd podwaja podatki, by móc dalej wypłacać emerytury – w tym kierunku poszedł Leszek Balcerowicz wprowadzając OFE, z tym, że chciał to rozłożyć w czasie: połowa składki szła do ZUS, druga do OFE, a brakujące pieniądze miał płacić budżet, czyli wszyscy.

Jedno i drugie rozwiązanie skutkuje tym, że trzeba płacić podwójnie: raz na utrzymanie rodziców, drugi raz na swoją przyszłą emeryturę – czy to bezpośrednio, czy to w formie dodatkowych podatków. Czy stać na to biedną większość Polaków? Jest jeszcze trzecie wyjście, ale tak daleko nawet Hitler nie poszedł.

Ten dość skrótowy przegląd problemów związanych z emeryturami jasno pokazuje, jak bardzo złożone jest to zagadnienie i dlatego jeszcze raz z mocą podkreślam, że problem może rozwiązać tylko solidarność międzypokoleniowa i zdecydowane uproszczenie przepisów emerytalnych. Albo wszyscy płacimy jednakowy procent od całości wynagrodzeń jako składka emerytalna, albo taki sam procent płacimy jako dodatkowy podatek (bo niektórzy chcą składkę na ZUS zlikwidować) na wypłatę emerytur, co na jedno wychodzi, więc nie ma o co „kruszyć kopii”. Uproszczenie przepisów to jednakowa wysokość emerytur dla wszystkich. Zamożniejsi niech sobie dodatkowo oszczędzają, jak chcą mieć więcej. Moja propozycja wynika z tego, że obecna wysokość emerytur nie wynika z rzeczywistego wkładu pracy w rozwój kraju, lecz jest skutkiem decyzji podejmowanych przez polityków pozwalającym prywatnym pracodawcom na radykalne obniżanie płac przy pomocy różnych kruczków prawnych czy wręcz zwykłego wyzysku z jednej strony, a z drugiej – te wysokie świadczenia są często wynikiem „kupowania” przychylności czy posłuszeństwa niektórych grup zawodowych, albo zachęcania do pracy w zawodach nielubianych czy niepopularnych społecznie. Wynikające z tego nierówności świadczeń nie są społecznie akceptowane, bo są niesprawiedliwe. Równa wysokość emerytur ten problem niweluje.

To już jest szósty mój artykuł poświęcony emeryturom a problem cały czas pozostaje nie rozwiązany. Pani minister Fedak w rządzie PO chciała go rozwiązać zgodnie z moimi sugestiami, to ją wyrzucono z rządu. Czy obecna władza coś z tym zrobi? Może wysłać jej te artykuły? Czy dać sobie spokój?

Jerzy Chybiński

P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.