Koalicja Obywatelska przegrała z PiS
W wyborach do Parlamentu Europejskiego PiS odniósł wyraźne zwycięstwo nad pozostałymi konkurentami.Przegrani różnie się tłumaczą, ale najczęściej bez sensu. Twierdzenie, że PiS kupił społeczeństwo transferami pieniężnymi i płacąc Kościołowi za pomoc, jest prawdą nie podlegającą dyskusji, ale nikt nie zastanowił się nawet, dlaczego polskie społeczeństwo dało się kupić. Podstawową przyczyną porażki są wcześniejsze, neoliberalne a później niewiele skorygowane rządy dzisiejszej opozycji.
PiS poszedł w 2015 roku do wyborów pod hasłem walki z biedą i aferami, oskarżając władzę, że „Polska jest w ruinie”. Moim zdaniem ta „ruina” to była gruba przesada, afery toczą Polskę od 1989 roku po dzień dzisiejszy, ale walka z biedą to było to, czego Polacy najbardziej potrzebowali i oczekiwali. Elity polityczne w Polsce postkomunistycznej zawsze były oderwane od rzeczywistości, w jakiej żyje społeczeństwo. Bycie w opozycji zawsze wymusza kontakt z wyborcami i daje wiedzę, co dla narodu jest najważniejsze, a co najboleśniejsze i PiS to świetnie wykorzystał. Czego się dowiedział?
W Polsce – o czym wielokrotnie wcześniej pisałem – od początku zmian ustrojowych istnieje rażąca dysproporcja dochodów: wąska grupa osób nie tworzących dochodu narodowego ma na kontach w Polsce lub w rajach podatkowych setki milionów lub wręcz miliardy, a ci co dochód narodowy wytwarzają, zarabiają tak mało, że im nie starcza na skromne przeżycie do następnej wypłaty (patrz: mój artykuł pt „Chciwość w biznesie” z dnia 26.I.2016r. – warto w tym momencie do niego wrócić). Ci ludzie nie działają w próżni; zatrudniają pracowników do obsługi ich biznesów i siłą rzeczy informacje o ich bogactwie i stylu życia docierają niżej – do rodzin i przyjaciół tychże pracowników, a od nich jeszcze niżej. Konfrontacja dochodów tych biednych z bogatymi tworzy określony klimat społeczny, sprzyjający partiom populistycznym, obiecującym transfer przynajmniej części bogactwa do biedniejszych, którzy – często słusznie – uważają, że „im też się należy”. I PiS to Polakom obiecał pod postacią „piątka +”, a gdy wygrał wybory w 2015 roku, te obietnice dotrzymał. Zwiększenie siły nabywczej społeczeństwa spowodowało, bo musiało spowodować, wzrost produkcji bo już było dla kogo produkować (co też wielokrotnie postulowałem). Ludzie każdej partii politycznej – także PiS – idą do polityki przede wszystkim po to, by mieć z tego jakieś profity niedostępne na innym polu, a to powoduje, że dla zdobycia władzy i jej utrzymania potrafią odrzucić – publicznie głoszone – zasady etyczne, moralne itp. a realizacja oczekiwań wyborcy jest tylko narzędziem w realizacji własnych celów.
Reakcją PO i jej przewodniczącego, w pierwszym okresie po poprzednich wyborach, była zapowiedź, że po wygranych przez PO następnych wyborach „zlikwidujemy 500+, przywrócimy wyższy wiek emerytalny, żeby było, tak jak było”. Wprawdzie po dwóch latach z tego się wycofał i obiecuje dodatkowe transfery pieniędzy dla Polaków, ale – jak widać – Polacy mu nie uwierzyli. Główna strategia – odsunąć PiS od władzy – nie zadziałała. Po wygraniu wyborów Kaczyński przejął telewizję, która jest głównym źródłem wiedzy dla większości społeczeństwa, z której uczynił tubę propagandową swojej partii, a propaganda ma mówić to, co chce władza, a nie to, co jest prawdą. Udało się wmówić społeczeństwu (między innymi) jak bardzo społeczeństwo się wzbogaciło, a tak naprawdę najbardziej wzbogacili się bogaci i elity polityczne PiS. Zresztą za PO była podobna propaganda. Jak naprawdę „wzbogaciło” się społeczeństwo pisała Angora nr 5 (3.II.2019): GUS podał, że średnie wynagrodzenie w grudniu wyniosło 5275 zł czyli 3742 zł netto. Oczywiście PiS ogłosił wielkie zwycięstwo, bo to najwyższa średnia w historii (nie licząc okresu z lat dziewięćdziesiątych, gdy zarabialiśmy miliony). Ani GUS, ani PiS oczywiście nie podał, jak tą średnią obliczono, bo wydźwięk propagandowy by upadł. Większość polskiego społeczeństwa przyjęła to za dobrą monetę uznając, że za obecnej władzy „krzywa rośnie”, a że akurat nie im, to na pewno wkrótce też dostaną, bo przecież różne „+” premier ciągle obiecuje. Kolejny raz przypominam więc, że do średniej liczą się zarobki firm zatrudniających co najmniej 10 osób i to zatrudnionych na etacie, zatrudnionych na kontraktach – także menadżerskich oraz osób wykonujących t. zw. wolne zawody, (adwokaci, artyści, część dziennikarzy itp.) czyli tych bardzo dobrze zarabiających. Nie policzono małych firm, gdzie zarabia się bardzo mało, nie policzono jednoosobowej działalności gospodarczej czyli najczęściej wymuszonego na pracownikach przez pracodawców samozatrudnienia ani pracujących „na czarno”, co w przybliżeniu stanowi 9,6 mln pracowników, czyli 60% wszystkich zatrudnionych nieuwzględnionych w statystykach. Pomimo tak tendencyjnych badań, GUS podał, że dominanta, czyli najczęściej występująca płaca wynosi 1808 zł netto. Są to dane z grudnia ub roku, a wcześniej było jeszcze gorzej, o czym pisałem we wcześniejszych artykułach. Z takich pensji każe się młodym ludziom wynajmować mieszkania za 2000/mc czynsz oraz zakładać rodziny i rodzić dzieci. ZUS też podał że najczęściej wypłacana emerytura wyniosła w grudniu 1065,60 zł. Jest to kwota stanowiąca około 35% zarobków i ma tendencję malejącą. Oczywiście „wybrani” mają emerytury nawet powyżej 10 tys. zł. PiS wykorzystał to i „zatroszczył się” o biednych emerytów dając t.zw. trzynastą emeryturę, kupując kolejnych wyborców. OECD przeprowadził symulację z której wynika, że za paręnaście lat polska emerytura będzie wynosić 31% pensji pracownika. Gorzej spośród państw OECD będzie tylko w Meksyku. Tymczasem w zachodniej Europie emeryt dostanie emeryturę wynoszącą od ponad 70% do prawie 100% swoich zarobków. Okazuje się, że inni mogą godnie płacić, tylko u nas się nie da. Wynika to z faktu, że Zachód odszedł od neoliberalizacji i braku kontroli państwa w gospodarce na rzecz narzucenia wszystkim pewnych standardów, dla których pracownik i obywatel jest równie ważny, jak biznesmen czy polityk.
W rozmowach na tematy dotyczące drastycznych nierówności dochodowych z osobami, którym „się udało”, podając przykłady jawnego wyzysku, czy wręcz okradania pracowników z pensji, słyszałem dwie propozycje przeciwdziałania:
1. wszyscy pracownicy solidarnie powinni jednego dnia złożyć wypowiedzenie pracy (zalążek zakazanych w prywatnych firmach związków zawodowych?)
2. nie zatrudniać się u nikogo, tylko założyć własną działalność gospodarczą
Taki sposób widzenia jest charakterystyczny najczęściej dla osób, którym rodzice umożliwili zdobycie wykształcenia i ukształtowali intelektualnie tak, by potrafili samodzielnie dać sobie radę w kapitalistycznej rzeczywistości i dali ekonomiczne wsparcie na początku. Dla zdecydowanej większości żadna z tych dwóch możliwości nie jest możliwa do przyjęcia. Pracodawca jest w stanie bez dochodów żyć i funkcjonować nawet kilka lat ze zgromadzonego bogactwa. Pracownik nie przeżyje miesiąca bez pensji, nie licząc zadłużenia za nieopłacone rachunki. W drugim przypadku osoba z wykształceniem często tylko zawodowym, by móc funkcjonować w gąszczu przepisów prawnych, podatkowych, zusowskich i innych (przedsiębiorca ma do tego zatrudnionych specjalistów), musiałaby zlecać na zewnątrz prowadzenie tych spraw, a to pociąga olbrzymie koszty, które musiałby wliczyć w cenę swojej działalności, Kto wtedy korzystałby z jego usług? Nie może być kontrargumentem fakt, że np. w szpitalach sprzątaczki czy kucharki nie są na etacie szpitala, bo one są zatrudnione w firmie, którą prowadzi jakiś przedsiębiorca, który oczywiście chce mieć wysokie zyski przy minimalnych kosztach – głównie płacowych. Gospodarka nie jest w stanie funkcjonować normalnie, gdy każdy pracownik – nawet babcia klozetowa – będzie szefem swojej firmy ponoszącej koszty niezbędnych usług zewnętrznych. No ale cóż – Polacy nie będą się uczyć od kogoś, „kogo uczyli jeść widelcem” i wszystko wiedzą lepiej, tym bardziej że Kościół ich w tym utwierdza.
Prawdą jest, że PiS demoluje zasady demokracji, trójpodział władzy, zawłaszcza media dla własnych celów propagandowych itp., ale też prawdą jest, że przeciętny „suweren” sędziego czy prokuratora widzi tylko w telewizji. Ponieważ sam nie ma z władzą sądowniczą do czynienia, więc to nie jego sprawa. Niech się martwią aferzyści i złodzieje. Dla niego najważniejsze jest, czy starczy do następnej wypłaty. I nie można temu się dziwić.
Jeżeli politycy partii opozycyjnych nie wezmą tych uwag pod uwagę w kampanii przed jesiennymi wyborami, to na pewno PiS będzie rządził jeszcze długo – co najmniej do naturalnej śmierci prezesa.
Jerzy Chybiński
PiS poprzez wydatki socjalne pobudza popyt. To nie podlega dyskusji, i jest to typowo lewicowy postulat. W końcu jest dowód ze klasyczne teorie mogą być błędne, że to podaż jest kołem zamachowym gospodarki, a nie popyt. Można oczywiście dyskutować, czy wprowadzać dotacje w postaci socjału, czy obniżyć podatki. Socjaliści już dawno zauważyli efekt domina, dzięki zwiększeniu popytu mas (czyli 1 progu podatkowego).
Przez to całe wsparcie PiS np. poprzez 500+, ludzie nie zauważają jak szerokim strumieniem płyną pieniądze do kościoła, czy do innych beneficjentów takich jak PiS. Dostając grosze, zgadzają się, aby inni za nic nie robienie gromadzili fortuny.
Koszt 500+ w skali kraju jest ogromny. Pewnie są jakieś wyliczenia, ale sądzę że ok. 10mln ludzi korzysta z 500+. Państwo wydaje na ten cel miliardy rocznie.
Tyle tylko że te miliardy, są też przekazywane wąskiej kilkutysięcznej elicie. Ci ludzie nie dostają 500 miesięcznie. Gromadzą fortuny.
I to jest właśnie cała hipokryzja PiS. Gdyby zaprzestać finansowania kościoła z budżetu państwa, zaprzestano kolesiostwo w spółkach skarbu państwa i samorządu, zaprzestano wypłacania irracjonalnych premii to 500+ zostało by zamienione na 1500+? Lub wprowadzono by narodową profilaktykę zdrowotną. Wybudowano by przedszkola.
Ale to ludzi nie obchodzi. Nie chce widzieć prawdziwych beneficjentów systemu, bo dostając 500+ sami za takich beneficjentów się uważają. Po prostu wmówiono im to. A to nie jest prawda.
Pingback: Wymówili Polakom, że są beneficjentami systemu – Biuletyn Bez Tytułu