Zandberg – zła reklama lewicy?
Ostatnio oglądałem wywiad Zandberga w TVN24. Jego oponentem był Petru. Nie jestem do końca przekonany, czy słowa Zandberga przyczyniły się do wzrostu notowań lewicy.
Otóż Zandberg postulował częściową nacjonalizację przedsiębiorstw, w zamian za udzielenie pomocy publicznej. Osobiście rozumiem takie podejście i zgadzam się z Zandbergiem, że pompowanie publicznych pieniędzy w przedsiębiorstwa, które nie zapewniły sobie odpowiedniej poduszki finansowej jest nie na miejscu. Oczywiście mówimy tu o skandalicznych przykładach rynku USA, i nie tylko, gdzie prywatne banki pomimo wielomilionowych strat dostawały dotacje publiczne podczas ostatniego kryzysu. Gdy banki prawie upadały – prezesi tych banków dostawali wielomilionowe wynagrodzenia za swoją pracę. Prezesi tych banków doprowadzili do kryzysu finansowego swoimi działaniami, spowodowali katastrofę swoich firm, dostając jednocześnie za to olbrzymie wynagrodzenia. Pomoc publiczna uratowała te instytucje – przecież banki nie mogą upaść? Pomoc publiczna to nic innego jak podatki zwykłego szarego obywatela. Pieniądze, które powinny być przeznaczone na służbę zdrowia, czy edukację obywateli.
Niestety – dla Zandberga – częściowa nacjonalizacja przedsiębiorstw okazała się pomysłem dla większości Polaków nieakceptowanym. O ile dobrze pamiętam, sam Zandberg użył tego słowa – a to już strzał w kolano z broni wielkiego kalibru. Od razu przed oczami Polaków przebiegł Hugo Chavez, i jego następca Maduro, który doprowadził Wenezuelę na skraj przepaści. Obecna narracja mediów jasno wskazuje, że Chavez ze swoimi pomysłami nacjonalizacji przedsiębiorstw doprowadził do krachu, zapominając jednocześnie o wydatnej pomocy USA, aby Wenezuela w kryzysie się znalazła. Niemniej jednak, ze słów Zandberga można było wywnioskować, że w zamian za pomoc publiczną hurtownia artykułów spożywczych (jako przykład) będzie musiała się podzielić z państwem swoimi zyskami w przyszłości, gdy sytuacja się poprawi. Oczywiście słowa Zandberga został wykorzystane w sposób ostentacyjny przez Petru, aby pokazać „oszołomstwo” lewicy. Lewicy oderwanej od ekonomicznej rzeczywistości. Większość komentatorów politycznych również pochwyciła temat – zgodny z linią Petru.
W tym samym wywiadzie Zandberg próbował ratować się, twierdząc że pomoc należy się przede wszystkim pracownikom i małym przedsiębiorcom. Jako przykład podał zło wcielone, czyli Amazona, i wykorzystywanie pracowników w tych zakładach. Liczył bowiem na głosy pracowników Amazona, ich rodzin i pracowników im podobnym. Ale wydaję się, że ta strategia nie opłaciła się. Zandberg nigdy nie będzie mógł pomóc takim pracownikom, gdy nie zdobędzie głosów centrum, aby móc rządzić. Chyba, że Zandberg chce być w wiecznej opozycji, aby głosić swoje lewicowe ideały bez konieczności wdrażania ich?
Nacjonalizację Zandberga sprawnie wykorzystał Petru, twierdząc że pomocy nie należy limitować do konkretnego bytu gospodarczego, a do każdego podmiotu który potrzebuje pomocy. Trzeba też zgodzić się z Petru, że gdy duży podmiot gospodarczy upadnie z powodu braku publicznej pomocy państwa, to ludzie pracy – pracownicy najemni – zostaną również bez środków do życia.
Następnego dnia klub lewicy starał się naprawić wpadkę Zandberga pozując z hasłami typu kosmetyczka, stolarz itd., chcąc ukazać że lewica wspiera małe podmioty, ale nie międzynarodowe korporacje. Oczywiście było już za późno.
Jeden pozytyw? Lewica może pokazać, że jest frontem ludzi o różnych podejściach do spraw gospodarczych. Jest skrzydło liberalne gospodarczo, jest też skrzydło twardej lewicy. Dotychczas lewica nie wybrnęła z wywiadu Zandberga w taki właśnie sposób. A to jedyna opcja, aby wyjść z twarzą i utrzymać kapitał polityczny.
Osobiście uważam, że wywiad Zandberga poczynił więcej złego, niż dobrego. A to z racji tego, że właściciel przykładowej hurtowni spożywczej może mieć preferencje lewicowe, albo co gorsza centrowe. A jak wiadomo wybory wygrywa się elektoratem miękkim, czyli centrowym. Temat nacjonalizacji Zandberga będzie się za lewicą ciągnął przez klika dobrych lat.