Ideologia LGBT czyli sianie nienawiści
Kampania wyborcza zbliża się do końca a ostateczny wynik wcale nie jest pewien więc sztab wyborczy A. Dudy oraz PiSowcy – podpierając się wymysłami hierarchów Kościoła katolickiego – sięgają do bardzo niebezpiecznych metod siania nienawiści, aby tylko przeciągnąć na swoją stronę t.zw. „suwerena”, czyli mniej zorientowanych wyborców. Przed wyborami w 2015 roku również tę metodę stosowano w odniesieniu do islamskich uchodźców, którzy wcale nie mieli ochoty przyjeżdżać do Polski (zagrożenie ze strony fundamentalistów islamskich w zderzeniu z naszymi fundamentalistami katolickimi rzeczywiście byłoby realne). Dzisiaj tamto zagrożenie jest nieaktualne, więc trzeba było wymyślić innego wroga, którego trzeba nienawidzić. Tym nowym wrogiem stali się Polacy nieheteronormatywni – w skrócie LGBT, czyli lesbijki, geje, biseksualiści i transwestyci, czyli tacy, jakich ich stworzył Bóg. Bardzo ważna jest odpowiedź gdzie jest źródło i jakie skutki niesie dzisiaj – i niosło w przeszłości – sianie tej nienawiści. Gdy to sobie wyjaśnimy, ważne i zasadne będzie pytanie dlaczego prezydent, rządząca partia polityczna oraz dominujący Kościół sięgają po tak niebezpieczne środki. Zacznijmy od Kościoła.
W głębokim średniowieczu Kościół zaczął budować swoją potęgę polityczną i ekonomiczną. Były to czasy, gdy głównym „argumentem” w stosunkach międzypaństwowych i międzyludzkich była brutalna przemoc i najczęściej przynosiła ona oczekiwany skutek. Kościół też stosował tą przemoc w stosunku do każdego, kto śmiał kwestionować jego dogmaty (inkwizycja, stosy, wojny itp). W późniejszych czasach wrogiem Kościoła stała się nauka, bo uczyła ludzi nowej wiedzy i samodzielnego myślenia, co było groźne dla jego dogmatów. Wojny przestały być domeną Kościoła, ale równie skuteczne okazało się sianie nienawiści do rzeczywistych i domniemanych przeciwników, a najlepiej do tych innych. Zawsze znajdowali się gorliwi i posłuszni wyznawcy, którzy przemocą chcieliprzywracać dotychczasowy porządek. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę garść przykładów.
Okres niewolnictwa w Europie trwał pod postacią feudalizmu do połowy XIX wieku. Na Świecie okrutnemu niewolnictwu podlegali czarnoskórzy, siłą porywani z Afryki i wywożeni do Ameryki. Ponieważ nie byli biali tylko inni, więc byli „gorsi”. Pod wpływem europejskich trendów wolności, równości i braterstwa wszystkich ludzi, w Stanach Zjednoczonych zaczęto dążyć do likwidacji niewolnictwa. Biali właściciele niewolników rozpętali antymurzyńską propagandę nienawiści, także do tych, co dążyli do zniesienia niewolnictwa i podważali „tradycję” wyższości białej rasy. Efektem była kilkuletnia, okrutna wojna domowa, w której śmierć poniosło kilkaset tysięcy ludzi. Jeszcze wiele lat później ludzie Ku Klux Klan, niepogodzeni z nowym prawem, mordowali i czarnych, i białych działaczy idei równości przy cichym poparciu Kościoła (wakczyli o „tradycyjne wartości”).
Europejski, a zwłaszcza niemiecki faszyzm w XX wieku, chcąc pozyskać zwolenników, również pokazał „suwerenowi” niemieckiemu wroga, którego należy nienawidzić, a wręcz unicestwić dla dobra państwa i narodu. Tym „wrogiem” stali się Żydzi – odwieczni wrogowie Kościoła katolickiego – oraz wszyscy inni, czyli nie Niemcy. Jak to się skończyło wiemy doskonale, bo to niedawna historia i nas też boleśnie dotknęła. Pamiętamy też o sojuszu Kościoła z faszyzmem.
Pod koniec ubiegłego wieku w Rwandzie (państwo afrykańskie) ostro rywalizowały ze sobą misje religijne: katolicka i protestancka. Argumenty teologiczne były mało skuteczne, więc hierarchowie obu religii sięgnęli po wypróbowany sposób: „odczłowieczyć” przeciwnika, uznać go za „gorszego” i zasiać do niego nienawiść. Wymordowano w okrutny sposób blisko dwa miliony ludzi.
W obecnym wieku islamscy religijni fanatycy chcą stworzyć nowy ład na Bliskim Wschodzie, w którym będzie obowiązywać prawo takie, jakiego chcą oni, czyli prawo religijne. Aby zyskać poparcie i oddanych zwolenników, uciekają się do sprawdzonej metody: sianie nienawiści do tych, którzy z nimi się nie zgadzają. Efekt: wieloletnia wojna, setki tysięcy ofiar i ruina gospodarcza.
Wojna na Bałkanach w Europie w latach dziewięćdziesiątych ub.w. też miała podłoże religijne. Dawną Jugosławię zamieszkiwali katolicy, prawosławni i islamiści. Podskórna rywalizacja hierarchów tychże religii – póki żył Tito, nie bardzo mogła się uzewnętrznić, lecz po jego śmierci rzucono na szalę nienawiść do innych, czyli gorszych, a „ciemny lud to kupił” (tam też tacy są). Czym to się skończyło – doskonale pamiętamy.
Wróćmy na „nasze podwórko”. Kilkanaście lat temu Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła definicję nowych badań naukowych: „gender odnosi się do społecznie skonstruowanych cech kobiet i mężczyzn – takich jak normy, role i relacje między grupami kobiet i mężczyzn oraz między nimi. Różni się ona w zależności od społeczeństwa i może podlegać zmianom. Chociaż większość ludzi rodzi się albo jako mężczyźni, albo jako kobiety, uczy się ich odpowiednich norm i zachowań – w tym sposobu, w jaki powinni współdziałać z innymi osobami tej samej lub przeciwnej płci w gospodarstwach domowych, społecznościach i miejscach pracy. Kiedy jednostki lub grupy nie pasują do ustalonych norm płci, często spotykają się z napiętnowaniem, praktykami dyskryminacyjnymi lub wykluczeniem społecznym”. Ta naukowa konstatacja rozsierdziła polskich hierarchów, bo podważyła „odwieczne prawdy” głoszone przez kościół. Gender stał się wrogiem publicznym, ale większość społeczeństwa nie bardzo wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi, więc „wróg” umarł śmiercią naturalną. Niedawno pokazane filmy braci Siekielskich o pedofilii w kościele, oraz coraz głośniejsze światowe ruchy społeczne ujawniające niegodziwości ludzi Kościoła mocno podkopały zaufanie ludzi do tej instytucji. Trzeba było przeciwdziałać. I znowu sięgnięto po wypróbowane środki: znaleźć wroga i zasiać do niego nienawiść. Tym razem Kościół nie chce robić tego własnymi rękami, więc poszukał wykonawcy. Świetną okazją stały się wybory prezydenta RP. Kościołowi bardzo pasowałby prezydent zagorzały katolik, bo to byłoby gwarancją zachowania kościelnego stanu posiadania majątków oraz przemożnego wpływu na polską politykę. Takim doskonałym dla kościoła kandydatem jest obecny prezydent A. Duda. Aby pomóc mu w uzyskaniu reelekcji kościół znowu sięgnął do wypróbowanego środka przykrywając jednocześnie negatywny wydźwięk filmów i presję opinii społecznej. Wszystkim znany arcybiskup ogłosił „ideologię LGBT” i podsunął temat PiSowi i A. Dudzie, a on to kupił. Pamiętamy niedawne publiczne wystąpienia PiSowców, że osoby LGBT to nie są normalni ludzie, są inni i gorsi i nie można przyznać im takich samych praw jak reszcie „normalnego” społeczeństwa. Czekam, kiedy ktoś ogłosi że blondynki to ideologia, albo że czarnoskórzy to ideologia. I tak zasiano nienawiść, a Duda stanął na czele tej nienawiści. Jak to może skończyć się dla Polski?
Swoją drogą zastanawia mnie hipokryzja polskich hierarchów. Wszak w kościele katolickim ponad połowa księży to homoseksualiści, a wśród hierarchów to chyba wszyscy. Watykańska „mafia lawendowa” nie dopuszcza innych do najwyższych stanowisk („bo jak kleryk heteroseksualny, to mogą być dzieci i co wtedy”). Nie boją się, że ta nienawiść może dosięgnąć także ich? A jak czuje się Prezes? Mówią, że on też należy do tej „ideologii”.
Do wyborów tydzień. Mam nadzieję że ten artykuł pomoże wielu niezdecydowanym podjąć właściwą decyzję przy urnie wyborczej. Najważniejsze to przeciwstawić się fali nienawiści do wszystkich, którzy myślą inaczej, czują inaczej czy wyglądają inaczej niż narzucony przez kogoś wzór. Politycy, którzy tego nie rozumieją, stanowią wielkie niebezpieczeństwo dla przyszłości kraju. Wygońmy ich z polityki i życia publicznego.
Jerzy Chybiński