Kapitał XXI wieku
Kapitał XXI wieku. Niekwestionowanym światowym bestselerem wydawniczym jest książka Thomasa Piketty pod takim właśnie tytułem. Poświęcona jest analizie rozwoju gospodarczego i ekonomicznego oraz ich wzajemnej współzależności i wpływie na zamożność lub biedę różnych klas i grup społecznych w okresie od schyłku feudalizmu do teraźniejszości.
Autor i jego współpracownicy wykonali gigantyczną pracę analizując istniejącą dokumentację w krajach zachodnich (USA, Francja, W-ka Brytania, Niemcy, Japonia), bo tam najwcześniej tworzono dokumentację majątkową i podatkową. Książka zawiera sporo wykresów obrazujących analizowane współzależności, ale są one tak przedstawiane, by były zrozumiałe nie tylko dla specjalistów ekonomii. Wiele tabel, wykresów i specjalistycznych analiz autor nie zamieścił w książce, lecz w internecie, a i tak powstało tomisko liczące 750 stron w polskim wydaniu Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Najważniejsza i najbardziej poczytna książka ekonomiczna dekady, światowy bestseller, który zmienił sposób, w jaki patrzymy na społeczeństwo, na gospodarkę i na obecne w nich nierówności. Napisany ze swadą, ale i ugruntowany w nowatorskiej analizie danych empirycznych, błyskotliwy i rzetelny zarazem Kapitał w XXI wieku na długie lata wyznaczył nowe szlaki w ekonomii. /Krytyka Polityczna/
Streszczenie tej książki w jednym artykule jest nie do zrealizowania i można tylko przedstawić jej wydźwięk i wnioski końcowe, które Thomas Piketty kieruje pod rozwagę ekonomistom, finansistom, biznesowi, a przede wszystkim politykom odpowiedzialnym za kreowanie polityki społeczno-gospodarczej.
Najbardziej nośna politycznie i społecznie jest konstatacja, że dochody z kapitału R są zawsze większe od wzrostu gospodarczego G.
R > G
Ta prawidłowość występuje w całym badanym okresie i wynosi 5-6% dla R przy 1-2% dla G. Odstępstwa od tej prawidłowości to okresy po pierwszej, a szczególnie drugiej wojnie światowej, gdy następował wzrost gospodarczy nawet do 4%, a dochody z kapitału zmalały do 2-3%. Lata pięćdziesiąte, sześćdziesiąte i siedemdziesiąte – z powodu tego wzrostu – nazwano „wspaniałe XXX lecie”, obecnie niedościgniony wzorzec, bo wzrost gospodarczy dzisiaj oscyluje wokół 0,5-1% a dochody z kapitału ponownie osiągnęły 6% z tendencją wzrostową. Tą sytuację skomentowała w zeszłym roku szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde:
Kiedy rosną dochody ubogich, wzrost przyspiesza; kiedy rosną dochody bogatych – zwalnia. (tą wypowiedź cytowałem już kilka miesięcy temu w jednym z artykułów).
Pozwolę sobie przypomnieć czytelnikom, a młodych poinformować, że był to okres po rujnującej wojnie i na odbudowę oraz spłatę zadłużenia związanego z wydatkami wojennymi potrzebne były niemałe pieniądze. W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, także Francji a nawet w Niemczech biznes pracujący na potrzeby wojny przynosił olbrzymie zyski i po te pieniądze sięgnęły rządy tych państw wprowadzając bardzo progresywny podatek dla najbogatszych, sięgający nawet 80%. Jednocześnie obawa o przeniesienie ideałów rosyjskiej rewolucji na zachód Europy przyzwoliła na wzrost siły i znaczenia związków zawodowych, które wymusiły na pracodawcach godziwe zarobki, co nakręcało popyt i wzrost produkcji. Nie bez znaczenia był fakt, że zarobki prezesów firm przekraczały średnie zarobki tylko do kilkunastu razy, co nie sprzyjało akumulacji kapitału. Te uwarunkowania doprowadziły do niebywałego wzrostu gospodarczego, który załamał się po wprowadzeniu na przełomie lat 70-80 ub. wieku zasad nowej, neoliberalnej ekonomii politycznej. Zdegradowano rolę i znaczenie związków zawodowych, zarobki prezesów są kilkaset razy większe od średniej, więc stać ich na odbudowanie stanu posiadania kapitału, zarobki pracobiorców relatywnie zmalały, wzrosło bezrobocie, powstało nieznane wcześniej zjawisko prekariatu, podatki najbogatszych są niższe od podatków biednych (przypomnę cytowane przeze mnie jakiś czas temu zdziwienie amerykańskiego bogacza: „Dlaczego moja sekretarka płaci 35% podatku, a ja tylko 25?.”) co zaowocowało kryzysem pierwszej dekady XXI wieku, z którym nie można sobie poradzić do dziś. Odbudowany kapitał pozwala na jego samoistne pomnażanie zasilane z pracy biedniejszej części społeczeństwa w tempie nieosiągalnym dla gospodarki. Rozwarstwienie dochodów coraz bardziej spowalnia rozwój (mały popyt), co jest niekwestionowane przez większość ekonomistów i polityków (nie licząc zatwardziałych neoliberałów). Dla ratowania gospodarki przed regresem a społeczeństwa przed skrajną biedą, rządy nawet najbogatszych państw zadłużyły się ponad bezpieczną granicę, a niektóre wpadły w spiralę zadłużeniową nie do przerwania. Gospodarki pracują głównie na spłatę rat od długów, a międzynarodowa finansjera bogaci się coraz bardziej.
Aby przerwać to błędne koło, Thomas Piketty proponuje wprowadzić progresywny podatek od kapitału, choć zdaje sobie sprawę, że w zglobalizowanym świecie będzie to bardzo trudne, bo kapitał nie ma narodowości i nie istnieją (lub są objęte tajemnicą bankowa lub handlową) dokumenty pozwalające precyzyjnie ustalić, kto jakim majątkiem dysponuje, zwłaszcza że sami właściciele tego nie wiedzą, bo majątkiem zarządzają wynajęte firmy, a kapitał jest w ciągłym ruchu.
Cała ta niekorzystna sytuacja zmusza mnie do zastanowienia się jakie są tego przyczyny.
Próby przekonywania, że takie są prawa ekonomiczne, są kłamstwem. Ekonomia nie jest nauką ścisłą, tylko jedną z nauk społecznych, bo na zjawiska ekonomiczne ma decydujący wpływ działanie ludzi, które wynika z różnych pobudek, głównie z chęci posiadania jak najwięcej jak najmniejszym wysiłkiem, a najlepiej przejmowania efektów pracy innych. Obecne społeczeństwa są ukształtowane na zasadach ogólnoludzkiego humanizmu i takie działania są słusznie uważane za niegodziwe i niedopuszczalne, ale jeśli prześledzi się historię człowieka, to wyraźnie widać, że jest to sposób działania istniejący od starożytności do dzisiaj i nie wszyscy przejmują się zasadami humanistycznymi. Wszak formą gospodarki pierwszych cywilizacji starożytnych było niewolnictwo i ich właściciele – ówczesna elita gospodarcza – przechwytywali 100% efektów cudzej pracy, ponosząc tylko koszty utrzymania niewolników. W USA niewolnictwo zostało oficjalnie zniesione dopiero w połowie XIX wieku, a gdzieniegdzie w różnej formie zdarza się i dzisiaj. Kolejną formą ekonomiczną stał się feudalizm. Feudalny pan posiadał ziemie, wsie i ludzi (z nadania przez władcę, lub z podboju) i jemu bardziej opłacało się zostawić chłopom część efektów ich pracy (im mniejszą, tym lepiej) i nie ponosić kosztów ich utrzymania. Z pracy chłopów rosły fortuny jaśnie panów i magnaterii (przecież sami na roli nie pracowali), a posiadanie coraz większych zasobów pieniężnych niejako wymusiło powstawanie banków dla ich obsługi, tworząc zręby obecnej finansjery, żyjącej luksusowo obracając pieniędzmi wypracowanymi przez innych.
Przejście od feudalizmu do kapitalizmu wcale nie poprawiło sytuacji pracowników. Naczelnym prawem nowego ustroju było maksymalizowanie zysku bez troszczenia się o dobrostan pracownika. Mentalność kapitalisty z początków XIX wieku ilustruje następująca sytuacja: rząd zakazuje zatrudniania w kopalniach dzieci poniżej 12 lat dłużej niż 12 godzin a właściciele kopalń w wydanym oświadczeniu stwierdzają, że „jest to bezprzykładna ingerencja w wolności gospodarcze.” To że w kopalniach – i nie tylko – pracowały dzieci, nie było niczym nadzwyczajnym. W tamtych czasach z biedy, przepracowania i chorób ludzie pracy najemnej rzadko przeżywali 30 lat, więc siłą rzeczy osieracali dzieci około dziesięcioletnie, które musiały same na siebie zarobić i można było im mało płacić. Pracodawcy żyli w luksusie do późnej starości.
Druga połowa XIX wieku to okres buntów społecznych (Komuna Paryska) i nastrojów rewolucyjnych w całej Europie, wspieranych przez światłych humanistów oraz postęp technologiczny zwiększający wydajność przynosi pewną poprawę. W Niemczech powstają ubezpieczalnie społeczne gwarantujące jakąś emeryturę (mało kto ją dożywa) i sytuacja ludzi pracy najemnej nieco się poprawia, a zdecydowaną poprawę przynosi wiek XX.
Ta poprawa nie wynikła na skutek humanitarnej postawy posiadaczy, lecz została wymuszona przez rządy posiadające aparat przymusu i działające w dobrze pojętym interesie całego społeczeństwa, tym bardziej, że na wschodzie istniał ZSRR i (tylko) głosił ideologię sprawiedliwości społecznej.
Powyższy rys historyczny oraz praca Thomasa Piketty pokazująca ciągłą tendencję do maksymalizacji zysków z posiadanego kapitału, czyli – de facto – przejmowania efektów pracy innych, zmusza mnie do zastanowienia się nad mentalnością tych ludzi. Przecież swojego majątku nie są w stanie ani sami skonsumować , ani nawet dziesiątki jego pokoleń, więc po co robią coś, co mim wcale nie jest potrzebne, a wielu innym przynosi dotkliwą szkodę? Ale najważniejsze jest pytanie, dlaczego rządy państw demokratycznych ustanawiają prawo, które im to umożliwia? Czy politycy mają w tym osobisty interes?
Okres wspaniałego XXX lecia pokazuje, że można inaczej, lepiej, dla dobra wszystkich ludzi. Jeśli nic nie zrobimy, to ludzie się w końcu zbuntują i bunt będzie totalny. A wtedy wszystkim będzie dużo gorzej.
Jerzy Chybiński