eBTEkonomiaPolitykaReligiaSocjotechnikaSpołeczeństwo

Mentalność katolicka Kalego

Henryk Sienkiewicz w powieści „W pustyni i w puszczy” umieścił rozmowę białego Stasia i czarnego Kalego następującej treści:

Kali, co to jest zły uczynek? Gdy Kalemu ukraść krowa. A co to jest dobry uczynek? Gdy Kali ukraść krowa.”

Ten tekst przypomina się zawsze, gdy słyszę „wynurzenia” polityków PiS, nie wyłączając tych z najwyższej półki. Szczególnie często ma to miejsce po wyborze Donalda Tuska (przecież Polaka) na drugą kadencję Przewodniczącego Rady Europy. Zaczął sam prezes PiS. W jednym z wywiadów prasowych powiedział, że radość opozycji z wyboru D. Tuska, wbrew jego stanowisku narzuconemu rządowi „wpisuje się w tradycję zdrady narodowej”. Czyli: skoro ja nie chciałem Tuska, wbrew stanowisku Polaków i państw Unii, to tak miało być. Dobre jest to, co ja uważam za dobre, a to co inni uznają za dobre, jest złem.

Podążając za szefem, taki sam sposób myślenia przedstawiła Beata Szydło po powrocie z przegranego głosowania:

Jeśli to,co wydarzyło się na szczycie Unii w Brukseli (przegrana 1 – 27), to ja się pytam, czyja to jest porażka? Według mnie to jest porażka przede wszystkim UE, to jest porażka tych zasad, które powinny obowiązywać tutaj, a ta zasada nadrzędna jest taka, że powinno się szanować głos państwa członkowskiego.”

Demokratyczne zasady uznające zdanie większości, czyli 27 państw mających inne zdanie niż jeden prezes, to jest porażka demokracji. Wszak demokracja będzie wtedy, gdy jeden głos, głos prezesa, będzie najważniejszy. Reszta państw Unii się nie liczy. Pani Szydło w pełni to potwierdziła swoją wypowiedzią. Dobre jest to, co jest dobre dla Kalego, a co nie dobre dla Kalego, to złe. W dniu 15.III.br. w rozmowie po telewizyjnych Wiadomościach, poseł Suski wyraził oburzenie, jak Unia mogła wybrać inaczej, niż chciała Polska (czyt. Kaczyński). Dla niego było to „wydarzenie nie do pomyślenia”. Najwyraźniej prezes i jego kamaryla nie wpuszczają do swoich mózgów oczywistego faktu, że Unia i jej władze mają stać na straży interesów wszystkich państw członkowskich Unii. Wstępując do Unii Europejskiej Polska wyraziła zgodę na przestrzeganie zasad tam panujących, a ich zmiany mogą być dokonane przy zachowaniu demokracji tam panującej. Wcześniej takie zmiany są docierane w zakulisowych rozmowach i ustaleniach. Kalemu to się nie podoba.

Przejęte przez PiS media krajowe z telewizją na czele, przekazują wyłącznie te treści, które podobają się Kaczyńskiemu. Szefowie tych mediów nie odważą się publikować żadnych innych treści, a ich autocenzura na razie nie wymaga tworzenia Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Gdy Kali tak robi, to jest dobrze. Kiedy właściciel licznych polskich gazet i czasopism zaapelował do dziennikarzy, by w swoich publikacjach starali się przekazywać wartości, na których oparta jest Unia Europejska, w mediach „narodowych” podniósł się histeryczny wrzask, jak ktoś z zagranicy śmie mówić, co w Polsce ma być pisane! „Nasze wartości” są jedynie słuszne, a unijne nie!

Wyżej przedstawiony sposób myślenia prezesa nie dotyczy tylko spraw unijnych, ale jest obowiązujący w polityce krajowej. Decyzje personalne po wygranych przez PiS wyborach wyraźnie pokazują, komu mają służyć. Pierwsze decyzje nominantów to zamawianie reklam w pismach sprzyjających PiS-owi i ich prenumerata, oraz zamawianie kościelnych usług i możliwie wielkie darowizny dla ePiSkopatu za pomoc w wyborach, czyli płacenie państwowymi pieniędzmi za polityczne usługi. Służba krajowi i swoim pracownikom nie ma znaczenia.

Kaczyński i ePiSkopat otwarcie mówią w podległych sobie mediach i gdzie tylko się da, że ich interesuje Unia oparta na „wartościach i powrocie do chrześcijańskich korzeni” oraz chcą wzmocnienia roli parlamentów krajowych, co sprowadzi się do tego, że każdy kraj będzie sobie uchwalał prawa i zasady a Unii nic do tego. Jednocześnie pisowski rząd za wszelką cenę nie chciał, by w Unii powstały „dwie prędkości”, bo to oznaczałoby całkowitą marginalizację Polski i zapowiadał bezkompromisową walkę z takim pomysłem. I ogłosił sukces; takiego zapisu w najnowszej Deklaracji podpisanej podczas uroczystości 60-lecia nie ma. Niestety, PiS-owscy dyplomaci i szefowie rządu nie wiedzą, że ten sam tekst można wyrazić różnymi słowami. Najważniejszy dla PiS zapis został zredagowany następująco:

Będziemy działać wspólnie, w zależności od potrzeb w różnym tempie i z różnym nasileniem, podążając jednocześnie w tym samym kierunku, (…)nie odmawiając tym, którzy zechcą przyłączyć się później.”

Wyraźnie widać,że „dwie prędkości” zostały zastąpione słowami „ w różnym tempie i z różnym nasileniem”, i w swojej istocie niczym się nie różnią. Jaki rząd, taki sukces.

Jedną z najważniejszych zasad Unii jest świeckość państwa, a wiara i religia są sprowadzone do sfery prywatnej i miejsc kultu, co bardzo nie podoba się ePiSkopatowi, który chce zaprowadzić w Unii własne porządki. Gdyby chodziło tylko zasady moralne zawarte w przykazaniach, nie byłoby większego problemu, gdyby nie obecność innych religii i innych religijnych zasad. Problem jest jednak znacznie szerszy i bardzo groźny. Każdy człowiek posiadający prawdziwą wiedzę historyczną wie, że każda religia oparta na hierarchii i przywódcy (innych przecież nie ma) to śmiertelne zagrożenie dla pokoju i bezpieczeństwa, bez względu na wyznanie.

Wojny religijne toczyły się i w starożytności (Egipt, Babilon, Persja, Izrael itd.) i w wiekach nowożytnych. Dotykały one nie tylko rywalizujących państw, ale także wewnątrz państw. Przywódcy poszczególnych religii i ich odłamów zawsze walczyli o bezwzględne przywództwo, bo przecież tylko jedna religia, jeden przywódca i jeden Bóg jest prawdziwy, co w oczywisty sposób negowało prawdziwość takiego stanowiska innych religii. Ugoda zawsze była niemożliwa, bo potwierdzałaby kłamstwo każdej religii. Pozostaje tylko nawracanie siłą i mordowanie opornych. Najbardziej okrutne z nich to wojny krzyżowe na Bliskim Wschodzie, wyrzynanie katarów w Europie (jeden z przywódców wojskowych pytał biskupa, jak odróżnić katarów od prawdziwych katolików. Odpowiedź brzmiała: „zabijajcie wszystkich. Bóg odróżni swoich”), wyrżnięcie Prusów i Jadźwingów – naszych sąsiadów na północnym wschodzie, wojny husyckie i inne pomniejsze wojny religijne – to była europejska codzienność. Niezależnie od tego, wszędzie szalał terror i Święta Inkwizycja, palenie na stosie niepokornych, no i ciągły rabunek wszystkich, pomnażający i tak olbrzymie bogactwo Kościoła.

Dopiero opór społeczny zapoczątkowany w XIX wieku i rozwój tępionej przez Kościół nauki, pozwoliły wyrwać się społeczeństwom z tych okrutnych kleszczy. Państwa zachodnie pamiętają o tej przeszłości, nie chcą jej powrotu i stąd ta dbałość o świeckość państwa. Zdecydowana większość ludzi uważa, że to przeszłość, która nie wróci, a kościoły są już zupełnie inne. Nieprawda! Cele religii się nie zmieniły! Każda religia w dalszym ciągu uznaje siebie za jedynie słuszną, stara się rozszerzać krąg wyznawców (misjonarze) i deprecjonuje inne religie i jej wyznawców. Takie było podłoże religijne niedawnej rzezi w Rwandzie a misje katolicka i protestancka były prowodyrami nieszczęścia, ściganymi przez dzisiejsze rwandyjskie prawo (w tym polski wówczas biskup, obecnie arcybiskup), takie jest podłoże wojen religijnych na Bliskim Wschodzie, których odpryski spadają na dzisiejszą Europę. W Polsce kościół rośnie w potęgę finansową i polityczną i sieje nienawiść – na razie słowną – wobec opornych, indoktrynacja dosięga najmłodszych już w przedszkolach tworząc przyszłych ortodoksyjnych katolików, gotowych walczyć za katolicką Polskę i nienawidzących bezbożną Unię, nie mówiąc o walce z islamem. Jeszcze parę lat dominacji kościoła, a krew na pewno się poleje. I to niezależnie jak piękne są głoszone słowa o miłości bliźniego.

Takie są religijne wartości, które Kaczyński i ePiSkopat chcą przenieść na grunt europejski.

Polacy! Obudźcie się!

Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.