eBTEkonomiaPolitykaSocjotechnikaSpołeczeństwo

Kryzys – przyczyny i skutki

Kilkanaście dni temu na portalu Interia.pl przedstawiono dyskusję o wielkości polskiego długu i wysokości corocznych spłat. Dyskusja była raczej techniczna o bieżących problemach zadłużenia, lecz o rzeczywistych przyczynach tego długu nie było mowy, a dla mnie najważniejsze są właśnie te przyczyny, bo dotyczą nie tylko Polski ale całej Europy i większości państw Świata. W spiralę zadłużeniową wpadło już bardzo dużo państw znacznie bogatszych od Polski – jak choćby USA czy W-ka Brytania, których dług wielokrotnie przekroczył PKB, ale silne gospodarki są w stanie – przy pomocy własnych banków – jakoś sobie z tym radzić. Gorzej radzą sobie państwa południa Europy – Włochy, Hiszpania, Portugalia czy wreszcie Grecja. Polska radzi sobie na dwa sposoby: sumiennie płaci odsetki z bieżących dochodów utrzymując dość wysoki poziom podatków – głównie WAT oraz niski poziom płac (ale tylko pracowników), oraz brakujące pieniądze uzupełnia nowymi kredytami. Jako dobry płatnik ma wysokie oceny ratingowe, więc o nowe kredyty łatwo ( w efekcie nasz PKB jest przechwytywany przez międzynarodową finansjerę a zadłużenie dramatycznie rośnie).
Taki system ekonomiczno – finansowy został na Świecie wprowadzony w życie w drugiej połowie ub. wieku i nazwany neoliberalizmem.
Głównymi zasadami tego systemu było wyzwolenie instytucji finansowych spod wszelkiej kontroli państwowej oraz ustalenie maksymalizacji zysku jako jedynego celu ich działania. Półwiecze takiej działalności doprowadziło do tego, że mamy permanentny kryzys gospodarczy, drastyczne rozwarstwienie dochodów między bogatą mniejszością a biedna większością, które to rozwarstwienie powoduje coraz większe perturbacje gospodarcze (niskie płace to niski popyt więc niska produkcja i niskie wpływy podatkowe oraz mniej pieniędzy na spłatę długu) a jednocześnie gwałtowne rośnie bogactwo rekinów finansowych, którzy obracają pieniędzmi równymi dziesięciokrotności Produktu Światowego Brutto. Jest to absurd ekonomiczny, który –wcześniej czy później – doprowadzi do światowego krachu oraz wybuchu społecznej wściekłości. Co bardziej zapobiegliwi bogacze już dziś budują sobie twierdze w bezpiecznych miejscach (niezbyt duże wyspy), z lotniskami dla prywatnych samolotów.
Polska od samego początku transformacji ustrojowej bezkrytycznie i pod dyktando światowejfinansjery przyjęła ten model ekonomiczny. O jego negatywnych skutkach pisałem niejednokrotnie w Biuletynie, coraz śmielej piszą o tym zagraniczni eksperci, a i w Polsce pojawiają się opinie podważające słuszność przyjętych neoliberalnych rozwiązań.
W takich uwarunkowaniach odbyły się w Polsce wybory prezydenta RP, a jesienią odbędą się wybory parlamentarne. Wynik wyborów prezydenckich ujawnił duże pokłady społecznego niezadowolenia z sytuacji gospodarczej i z położenia ekonomicznego większości Polaków. Odczucia wyborców okazały się zupełnie inne niż samozadowolenie elit polityczno-gospodarczych. Ten odruch buntu – wydawałoby się – powinien wskazywać na lewicowy przechył opinii społecznej a tymczasem partie lewicowe poniosły druzgocącą porażkę. Sukces odniosła partia prawicowa i prawicowo-nacjonalistyczny ruch Kukiza, który nie proponuje nic konkretnego poza JOW-ami i chęcią zdobycia mandatów poselskich.
Wykorzystując społeczne niezadowolenie, Ryszard Petru – ekonomista związany z bankami i światową finansjerą oraz neoliberał z przekonania, założył stowarzyszenie NowoczesnaPL, które ma kontynuować mocno skompromitowane reformy Leszka Balcerowicza, a właściwie jego zachodniokapitalistycznych mentorów. Liczy na głosy przedsiębiorców i młodych ludzi, którzy nie pamiętają (bo są za młodzi) szokowej terapii z początków demokracji ani zapaści gospodarczej dziesięć lat później.
Właśnie z myślą o tych młodych wyborcach zacytuję kilka opinii światowych i krajowych ekspertów ekonomicznych i gospodarczych, by mogli zapoznać się z oceną skutków neoliberalnej polityki gospodarczej. Wypowiedzi te pochodzą z kilku ostatnich lat świadcząc o tym, że problem jest dostrzegany od dawna, lecz propaganda sukcesu stara się go „zamieść pod dywan”.

Alain Touraine, francuski socjolog pracy
„Kapitał jest oderwany od wszystkich instytucji państwowych, globalny – nie da się go kontrolować. Tych, którzy z tego korzystają w sposób prymitywny, nazywamy spekulantami, Tych, którzy robią to w sposób nieco bardziej wyrafinowany – rekinami finansjery. Ale tak, czy inaczej finanse oddzielają się od gospodarki. To prowadzi do załamania systemu, który przywykliśmy nazywać kapitalizmem przemysłowym. Pieniądze służą głównie do robienia pieniędzy. (…) Na określenie obecnej sytuacji ukuto piękny bon mot: mamy kapitał bez pracy i pracę bez kapitału. Czyli bezrobotnych. W dzisiejszym świecie jest znacznie więcej spekulantów i bezrobotnych niż przedsiębiorców.”

Adam Leszczyński na odstawie raportów GUS.
„Przybywa także u nas „pracujących biednych” – ludzi, którzy nie są na marginesie społecznym, cały czas ciężko pracują, ale mimo to nie są w stanie wyjść z biedy. (…) Ta bieda, której jest coraz więcej, nie jest związana z bezrobociem czy patologią społeczną, ale z fatalnym stanem rynku pracy, który całym kategoriom pracowników daje mizerne grosze.
(…)Brak dzieci to votum nieufności Polaków wobec gospodarki, która nie daje stabilnego zatrudnienia i polityki kolejnych rządów, które nie potrafią nic z tym zrobić.

Rozmowa z ekonomistą Jakubem Growcem.
Najnowszy raport Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) wskazuje, że obecna skala nierówności na całym świecie jest największą barierą dla dalszego rozwoju. (…) Żyliśmy we wspólnej iluzji napędzanej przez szybki rozwój sektora finansowego, który okazał się spekulacyjną bańką. (…)

(…) „Jedna z lekcji ostatnich lat jest taka, że nierówności nie są obojętne nie tylko dla funkcjonowania demokracji, lecz także gospodarki rynkowej. Nierówności materialne nie tylko nie zmalały dzięki wzrostowi społecznemu, lecz nawet stały się w istotnej mierze przyczyną kryzysu. Nagromadzenie gigantycznych oszczędności przez wąską elitę było jednym z kół zamachowych fatalnej w skutkach spirali inwestycji w ryzykowne papiery wartościowe i nieruchomości. Kryzys doprowadził na krawędź bankructwa nie tylko państwa południowej Europy, lecz także banki, w których najbogatsi ulokowali swoje zarobione często na spekulacyjnych operacjach pieniądze.”

„A niech to mnożnik czyli kto pogrążył Grecję.” Autor Leszek Baj
MFW i Komisja Europejska nie doceniały tego, jak poważne skutki dla gospodarki Grecji czy Portugalii mogą mieć narzucone im oszczędności. (…) Grecy w zamian za pomoc zgodzili się na kurację odchudzającą, m.in. trzy lata obniżali pensje i emerytury, podnieśli podatki. To uderzyło po kieszeni obywateli, którzy ograniczyli zakupy. Firmy w takiej sytuacji nie chcą inwestować i zatrudniać nowych pracowników. Gospodarka się kurczy, a bezrobocie rośnie. Dochody podatkowe spadają i trzeba dalej ciąć wydatki, by utrzymać w ryzach deficyt budżetowy. I tak w kółko.”

W swoim sztambuchu zanotowałem taką oto zdumiewającą wypowiedź:
„W dzisiejszej gospodarce przemysł i rzemiosło mają coraz mniejsze znaczenie: to w bankach, firmach programistycznych i biurach projektowych wypracowuje się dobrobyt ponowoczesnego społeczeństwa.”
Z tego twierdzenia wynika, że wystarczy zaprojektować np. jakiś piękny i drogi gmach, potem projekt schować do szuflady i wziąć pieniądze. Zbudować go już nie trzeba, bo to nie tworzy dobrobytu, tylko generuje koszty. Podobnie tworzenie „do szuflady” najróżniejszych programów, a nie ich realizacja, ma tworzyć dobrobyt. A jak banki wypracowują dobrobyt?
„Jeden największych światowych banków inwestycyjnych udzielał ogromnych kredytów hipotecznych, a następnie grał na spadek wartości kredytowanych przez siebie nieruchomości. Gdyby robił to prywatny człowiek, poszedłby do więzienia. Bankom włos nie spadł z głowy, mało tego, dostały pomoc państwa i nadal zajmują się nieuczciwą spekulacją.”
Na świecie powszechna jest pewność, że to działalność banków i finansistów doprowadziła do kryzysu. Tak tworzy się bogactwo nielicznych i biedę większości.

Bieżące zawirowania polityczne sugerują, że wybory parlamentarne wygra PiS. Jej rządy w latach 2005-2007 Pokazały, że mimo socjalnych haseł jest partią neoliberalną podlaną konserwatywno-katolickim sosem, więc lepiej nie będzie.
Chyba że wyborcy będą myśleć nad urną dla własnego dobra.
Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.