eBTEkonomiaPolitykaSocjotechnikaSpołeczeństwo

PiS manipuluje wyborami

Wybory prezydenta w dniu 10 maja nie wypaliły, bo decyzją Naczelnika miała je organizować Poczta Polska a nie Państwowa Komisja Wyborcza (jak nakazuje Konstytucja) i opozycji udało się je zablokować, a przy okazji zmienić nijaką i bez szans na dobry wynik kandydatkę na zdecydowanie lepszego kandydata Rafała Trzaskowskiego. Riposta Prezesa była natychmiastowa – termin wyborów 28 czerwca, a zatem kandydat Koalicji Obywatelskiej ma trzy dni na zebranie tysiąca podpisów potrzebnych do rejestracji komitetu wyborczego i jeszcze pięć dni na zebranie stu tysięcy podpisów poparcia, by mógł w ogóle startować w wyborach. Niezależnie od tego wprowadzono nowy wzór list poparcia by unieważnić listy z wcześniej zebranymi podpisami. Czy te nowe listy obowiązują tylko dla tego jednego kandydata, czy dla wszystkich kandydatów? Jeśli tylko dla jednego, to co z zasadą równości, zagwarantowanej w Konstytucji? Poza tym czas na zebranie podpisów poparcia też jest niezgodny z Konstytucją, która daje na to 60 dni. Czy w związku z tym wybory będą ważne? Czy Sąd Najwyższy zawłaszczony przez PiS będzie obiektywny, jeśli już teraz zatwierdza wszystko, co Prezes każe? Jest to kolejny przykład partyjniactwa w działaniu partii politycznych, a potrzeby społeczeństwa to rzecz drugo- lub trzeciorzędna.

Wybory to najlepszy czas, by potrzeby i oczekiwania społeczne wybrzmiały jak najgłośniej i najdobitniej. Niestety, czas pandemii i ograniczeń z tym związanych – a teraz bardzo krótki czas na kampanię wyborczą – wyartykułowanie tych oczekiwań bardzo ogranicza. Praktycznie pozostają tylko media społecznościowe, niezależne portale internetowe i ewentualnie jeszcze niezależna prasa i kanały telewizyjne, bo na żywy kontakt ze społeczeństwem możliwość ma tylko jeden kandydat.

Ponieważ nasz Biuletyn też jest niezależny, uważam, że jest to dobre miejsce na przedstawienia społecznych oczekiwań startującym w wyborach kandydatom. Wprawdzie piszemy o tym cały czas od lat, ale sprawy i interesy partyjne między wyborami są zawsze ważniejsze. Pozwolę sobie więc przypomnieć najważniejsze problemy do załatwienia w najbliższej przyszłości.
1. Rozwarstwienie dochodów. Wprawdzie GUS informuje o dość wysokich średnich dochodach (propaganda sukcesu), lecz rzeczywiście są one o wiele niższe, bo połowa Polaków zarabia 2,5 tys. netto i mniej. Przy jednocześnie bardzo wysokich cenach kupna lub wynajmu mieszkań, ponad 30% młodych Polaków (do 33 lat) musi mieszkać z rodzicami lub w kilka osób wynajmować mieszkanie. O założeniu rodziny nie ma mowy. Jednocześnie niewielka grupa właścicieli firm lub prezesi państwowych spółek skarbu państwa osiąga dochody roczne przekraczające czterdziestoletnie (do emerytury) dochody ich pracowników. Jak ci młodzi ludzie mogą traktować takie państwo?

2. Mieszkania. Wprawdzie Konstytucja nakazuje, by państwo zagwarantowało godne warunki życia, w tym mieszkanie, dla swoich obywateli ale jakoś żaden rząd – poza deklaracjami przedwyborami – niespecjalnie się o to troszczy. Na kredyt na kupno mieszkania stać co najwyżej 30% pracujących. Wynajęcie trzypokojowego mieszkania + opłaty to koszt całej pensji, więc dostępne dla małżeństw lepiej zarabiających. Czterdziestoletni (do emerytury) koszt wynajmu to cena około trzech mieszkań. Po przejściu na emeryturę – zazwyczaj niewspółmiernie niską – nie stać na czynsz i nie ma mieszkania, choć przez czas pracy wykosztowali się w czynszu na trzy. Wiele się mówi o budowie mieszkań komunalnych, dostępnych dla biedniejszej połowy Polaków, ale na gadaniu się kończy. Kilka dni temu wiceprezydent Wrocławia w telewizji Echo24 przekonywał, że z powodu braku pieniędzy na remonty czynszówek (ponad stuletnich) miasto chce je sprzedać lokatorom z dużym opustem i niech oni się martwią. Najczęściej są to emeryci z niewielkimi emeryturami, których często nie stać nawet na czynsz kwaterunkowy i – jak stwierdził wiceprezydent – suma zaległości wynosi siedemset milionów złotych. Czy Nadzór Budowlany pozwoli mieszkać biedakom, aż domy się rozsypią, czy po kupieniu tych ruder będą musieli się wyprowadzić do wynajętego (po cenach rynkowych) mieszkania, a to kupione wyremontować za kilkaset tysięcy złotych w przeliczeniu na jednego lokatora? Czy może sprzeda jakimś bogatym kamienicznikom, którzy lokatorów wyrzucą na bruk? Czy ten samorządowiec-polityk i jemu podobni, umie myśleć, czy żyje w jakimś innym kraju?

3. Służba Zdrowia. Trzydzieści lat reformowania i prywatyzowania Służby Zdrowia, która – jak sama nazwa wskazuje – jest służbą, spowodowała jej dezorganizację i zapaść. Czas oczekiwania na dostanie się do specjalistów wynosi kilka miesięcy, a chory w tym czasie nie jest leczony i może mówić o szczęściu, jeśli pogotowie ratunkowe zawiezie go w stanie przedagonalnym do szpitala. Stomatologia została całkowicie sprywatyzowana i stan uzębienia Polaków jest fatalny. Okuliści wyłącznie prywatni, bo na oczy i zęby się nie umiera, więc niech się leczą ci, co mają dużo pieniędzy. Prywatni zarządcy przychodni zabraniali lekarzom kierować pacjentów na specjalistyczne badania, bo to kosztuje (dopiero jesienią rząd przeznaczył 2 miliardy złotych na pokrycie tych kosztów), więc niezdiagnozowani pacjenci okupują Szpitalne Oddziały Ratunkowe, traktując je jak specjalistyczne przychodnie. Roczne limity przyjęć do szpitala powodują, że pod koniec roku niektóre oddziały są bez pacjentów, a personel bierze pieniądze za obecność. Wymóg że tylko lekarz rodzinny może kierować do specjalisty, zmusza pacjenta do nieraz trzykrotnej wizyty w przychodni, choć mógłby raz, gdyby rejestratorka mogła – w sprawach oczywistych – sama od razu rejestrować do właściwego lekarza. Zwalanie wszystkich kłopotów na brak należytego finansowania S. Z. – co jest prawdą – nie wyjaśnia wszystkich problemów.

4. Emerytury. Gdy obecni emeryci na początku swojej kariery zawodowej podpisywali z ZUS-em umowę, obowiązywała zasada, że po przepracowaniu pełnego okresu zatrudnienia, emerytura będzie wynosić 65% zarobków z ostatniego okresu zatrudnienia. Po przemianach ustrojowych i radykalnym spowolnieniu gospodarczym ZUS-owi zaczęło drastycznie brakować pieniędzy. Każdy kolejny rząd majstrował przy polityce emerytalnej tak, by jak najmniej płacić emerytom. W latach dziewięćdziesiątych emerytury wynosiły nawet 30% zarobków. Te ciągłe manipulowania z przepisami emerytalnymi były tak robione, by nie godziły w interesy grup uprzywilejowanych. Sędziowie i prokuratorzy nie płacili i nie płacą do dziś składek emerytalnych, a emerytura wynosi 100% ich wysokich zarobków. Podobnie wojsko i policja. Czy chodziło o kupienie ich przychylności? Z ZUS-u wydzielono KRUS, któremu podlegają rolnicy płacący niższe składki i mające niższe emerytury, ale każdy bogaty cwaniak kupował sobie jakieś grunty rolne – np. łąki i już nie musiał płacić wysokich składek do ZUS, bo „on rolnik”. Składkowiczów ZUS-u podzielono na tych bogatych, płacących składkę kilka procent od swoich dochodów, i tych biednych, płacących ponad 40%. Chodziło o to, by bogaci nie mieli zbyt wysokich emerytur.. Kontredans z przepisami emerytalnymi i wiekiem emerytalnym trwa do dziś a pieniędzy ciągle mało na godziwe emerytury. Powtórzę więc – przedstawioną kilka lat temu w Biuletynie – moją propozycję, by wszyscy płacili jednakowy procent od swoich dochodów i wszyscy otrzymywali jednakową kwotę emerytury, a kto chce i go stać, niech odkłada dodatkowe pieniądze w jakimś funduszu emerytalnym czy na koncie w banku. W ten sposób ci, co tworzą dochód narodowy, a są najgorzej wynagradzani, choć na stare lata dostaliby jakąś rekompensatę i zabezpieczenie na godziwą starość.

5. Podatki. Od kilkunastu lat wśród haseł wyborczych różnych opcji politycznych przewija się propozycja zmniejszenia obciążeń podatkowych osób o niskich dochodach. Najprostsze i najskuteczniejsze byłoby znaczące podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Od lat kwota wolna od podatku od diet posłów i senatorów jest wyższa niż reszty społeczeństwa. Wprawdzie PiS dołożył rodzinom pieniądze dla dzieci (niezależnie od dochodów) oraz trzynaste emerytury, co było krokiem w dobrą stronę, ale zwiększenie dochodów można było zrobić o wiele mniejszym kosztem (organizacja wypłat „plusów” kosztuje), właśnie poprzez zwiększenie kwoty nieopodatkowanej. Wypłata „plusu” niewielu osobom niepracującym przez MOPSy byłaby tańsza. Jeśli chodzi o podatki, tojest to sprawa niezwykle pogmatwana i to nie tylko w Polsce. Może warto byłoby wprowadzić jeden podatek, który byłby zsumowaniem wszystkich płaconych obecnie,z uwzględnieniem progów podatkowych. Obciążenie podatkowe byłoby to samo, ale zniknęłaby uznaniowość, afery vatowskie i inne kombinacje. Może specjaliści to przemyślą?

Te pięć punktów przedstawionych powyżej to – moim zdaniem najistotniejsze sprawy do załatwienia przez polityków w jakiejś niedalekiej przyszłości. Czy się nimi zainteresują, czy dalej najważniejsze będą sprawy partyjniackie i skok na władzę dla własnej i swoich korzyści, a społeczeństwo to rzecz drugorzędna?

Jerzy Chybiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.